Andrej Babisz i jego ugrupowanie ANO triumfowało w wyborach do niższej izby parlamentu Republiki Czeskiej. Były i najprawdopodobniej nowy premier, niegdyś zwolennik węgla, a zarazem entuzjasta unijnej polityki klimatycznej, znów zmienia swoje polityczne oblicze. W kampanii wyborczej Zielony Ład określił mianem pozbawionego logiki i niebezpiecznego eksperymentu, który należałoby jak najszybciej wyrzucić do kosza.
Zdaniem Andreja Babisza droga do piekła jest wybrukowana właśnie zielonymi ambicjami.
– Green Deal wcale nie dotyczy ekologii. To niezwykle niebezpieczna gra – atrakcyjnie owinięta w hasła o ratowaniu planety – mająca na celu podważenie i podniesienie kosztów życia 450 mln Europejczyków. Próba dyktowania nam, jak powinniśmy się zachowywać, gdzie mieszkać, czym ogrzewać, czym jeździć i co jeść. To koncepcja zazieleniania poprzez pobieranie opłat, czyli podnoszenie cen, a nie pierwotna idea zazieleniania poprzez inwestycje i udoskonalenia technologiczne. Taki Zielony Ład najwyższy czas wyrzucić do kosza. Jesteśmy to winni naszym rodzicom, którzy zbudowali ten kontynent, naszym dzieciom, które zasługują na dobrobyt, i samej Europie. Walczymy o suwerenne państwa, silne gospodarki i dumne narody. Będziemy walczyć i się nie poddamy – grzmiał niedawno Andrej Babisz.
Cień „Bocianiego Gniazda”
Niektórzy dostrzegają w nim cechy polityka na wskroś antyunijnego. Ale w rzeczywistości tak nie jest. Babisz z pewnością nie wyprowadzi Czech z Unii Europejskiej. To zbyt chytry polityk, który zawsze widział w Brukseli szanse na realizowanie własnych interesów. Z drugiej jednak strony z bejsbolówką na głowie i napisem „Silne Czechy” wydaje się bliższy poglądom Donalda Trumpa niż Karol Nawrocki. Żyłki do biznesu nie można mu odmówić. To oligarcha, jakich u nas nie ma. Majątki najbogatszych naszych rodaków nijak się mają do miliardów dolarów, którymi obraca. Kontrolowana przez niego Grupa Agrofert, wyspecjalizowana w produkcji żywności, ma swoje filie na Słowacji, w Niemczech, a od pewnego czasu także w Polsce. Skupia ponad 80 gospodarstw rolnych o powierzchni przekraczającej 130 tys. ha. Produkcja mleka sięga 160 mln litrów, 33 mln sztuk drobiu i prawie pół miliona tuczników. Babisz zawsze bardzo chętnie sięgał po unijne dotacje. Mówiono nawet głośno o grubych przekrętach finansowych w kontrolowanych przez niego spółkach. Prokuratura zarzuciła mu, że piętnaście lat temu wyłączył z holdingu Agrofert spółkę „Bocianie Gniazdo”, zaś akcje sprzedał swoim dzieciom i partnerce. Poszło o krajowe i europejskie dotacje dla małych i średnich przedsiębiorstw. Firma tylko pozornie spełniała warunki do ich uzyskania. Ostatecznie Andreja Babisza uniewinniono, ale sprawa znowu wraca na wokandę praskiego sądu. Teraz czeskie ministerstwo rolnictwa będzie domagać się zwrotu ok. 200 mln euro dotacji od firm powiązanych z koncernem Agrofert. Sam Babisz konsekwentnie nie przyznaje się do winy i traktuje całą sprawę jako polityczny atak na jego osobę.
Zwycięzca tegorocznych wyborów parlamentarnych w Czechach nie toleruje też konkurencji. Być może właśnie z tego powodu nie przepadał za miliarderem Zdenkiem Bakalą, który zasłynął przed laty z tego, że jednego dnia sprywatyzował spółkę węglową OKD. Zarzucił mu dewastację kraju morawsko-śląskiego.
Przed ośmiu laty w rozmowie z dziennikarzem „Trybuny Górniczej” i portalu nettg.pl chwalił się, że własnymi rękoma uratował OKD: „Trzeba powiedzieć sobie prosto w oczy, że za czasów, gdy spółka należała do prywatnych właścicieli, do pana Zdenka Bakali, jej majątek został zwyczajnie rozkradziony. Gdybyśmy dopuścili do ostatecznego krachu OKD, straciłby na tym cały region śląsko-morawski, któremu groziła poważna recesja gospodarcza i wzrost bezrobocia. OKD to przecież duży pracodawca, jeden z największych w regionie. Do tego należy doliczyć firmy zaplecza górniczego, dostawców usług i producentów maszyn oraz urządzeń dla kopalń. To ogromna rzesza ludzi. Na upadek spółki nikt nie był przygotowany. Teraz, gdy problem został już rozwiązany, można prowadzić działania na rzecz przeobrażania gospodarczego regionu, stymulować do rozwoju inne gałęzie przemysłu, pobudzać przedsiębiorczość, postawić na innowacje – mówił, przekonując o swoich zasługach dla ratowania górnictwa w Czechach.
Domagał się też, aby OKD eksploatowała węgiel do 2030 r.
Warszawa go nie chce?
Jako minister finansów odmówił Zdenkowi Bakali przekazania gruntów pod strefę przemysłową w pobliżu kościoła św. Piotra z Alkantary pod Karwiną – znanego z powieści Karin Lednickiej „Krzywy kościół”. Teraz, po wizycie w tym miejscu w ramach kampanii wyborczej stwierdził, że strefa przemysłowa pomogłaby jednak regionowi.
Na kilka dni przed tegorocznymi wyborami ponownie wzywał do „rozprawienia się z zielonymi szaleńcami”. Tłumaczył, że „nadchodzi właśnie ostatnia szansa, by wygnać ekofanatyków i zwolenników ekofantastyki oraz przywrócić UE idee, na których została zbudowana. Z tym tylko, że to on właśnie, a nie kto inny, gorąco przekonywał w 2019 r. do akceptacji sztandarowego projektu UE, którego celem jest osiągnięcie neutralności klimatycznej.
„Kiedy miał możliwość zawetowania tych planów, nawet ręka mu nie drgnęła. Dlaczego więc głosował za tą głupotą – jak dziś nazywa Zielony Ład?” – pytali Andreja Babisza jego polityczni oponenci, zarzucając mu jednocześnie, że i w Green Dealu dostrzegł własny interes. On zaś wskazuje, że zawetowanie europejskiego Zielonego Ładu byłoby równoznaczne z wystąpieniem Czech z unijnych struktur, więc nie miał wyjścia.
Gdy w 2020 r. wybuchła sprawa kopalni Turów, zajął twarde stanowisko
– Nie mam zamiaru negocjować z Polakami w tej sprawie – powiedział i dodał, że nie wycofa wniosku do TSUE. Kwestię Turowa potraktował jako część swej przedostatniej kampanii wyborczej. Wówczas jednak musiał pogodzić się z porażką, a porozumienie w sprawie Turowa do końca doprowadził rząd Petra Fiali. W kampanii o fotel prezydenta Czech Babisz zapewniał, że nie pomógłby Polsce, gdyby została zaatakowana przez Rosjan.
Dziś deklaruje lojalność wobec Europy i NATO. Migracja, kwestie mieszkaniowe, ceny energii i ciepła, troska o obywatela – te sprawy stawiał w swej tegorocznej kampanii wyborczej na pierwszym miejscu. Kilkakrotnie też wskazywał na konieczność wznowienia aktywności grupy V4. Niektóre słowackie media, powołując się na słowa koalicyjnych polityków i samego prezydenta Petera Pellegriniego grzmiały, że wyborcze zwycięstwo Babisza mogłoby wywrzeć wpływ na polepszenie stosunków pomiędzy Czechami i Słowacją, a także wznowienie aktywności grupy V4. Te czeskie z kolei zwróciły uwagę na fakt, że po wygranej ANO jedynie z Warszawy nie popłynęły do Pragi słowa gratulacji. Być może – jak konkludują komentatorzy – to echa twardej postawy Babisza w sprawie Turowa i związanej z tym niechęci, którą być może żywi do niego prezydent Karol Nawrocki, a także faktu, że frakcja Patriotów dla Europy, do której należy ruch ANO, jest dość odległa środowisku obecnego premiera Donalda Tuska. Są jednak i tacy, którzy przekonują, że już po desygnowaniu na premiera, Andrej Babisz z własnej inicjatywy zatelefonuje do Warszawy w kwestii ponownego, wspólnego przenegocjowania systemu handlu emisjami ETS2.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.