Trzeba w taki sposób restrukturyzować tereny pogórnicze, aby w jak największym stopniu uwzględnić interesy lokalnych mieszkańców i tworzyć nowe miejsca pracy – tak rozumiemy rewitalizację terenów pogórniczych. A poza tym problemów do rozwiązania pozostaje wiele. Jak radzimy sobie z nimi po obydwu stronach granicy państwowej, która dzieli Śląsk? Łatwo nie jest.
Kiedy w Czechach w odstawkę szły kolejne kopalnie, nikt nie myślał o tym, czym je zastąpić. W drugiej połowie poprzedniej dekady decyzje podejmowano szybko. Wpłynęły na to dwa czynniki: unijne naciski związane z przyspieszeniem procesu odchodzenia od węgla i pogarszająca się sytuacja ekonomiczna spółki OKD. Trzeba było ją ponownie znacjonalizować po tym, jak stanęła na skraju bankructwa. Decyzja o likwidacji kopalni Darkov zapadła z dnia na dzień, przypominając trochę losy bytomskiego Bobrka. Mimo upływu trzech lat nie zdołano przyciągnąć przedsiębiorców, którzy byliby zainteresowani inwestowaniem na niezrewitalizowanych terenach pokopalnianych. Padł pomysł ulokowania w jednym z szybów magazynu energii, ale nie wyszedł. Niedawno władze samorządowe kraju morawsko-śląskiego zdecydowały się zbadać teren w pobliżu Dolnej Lutyni niedaleko Karwiny pod budowę strategicznego parku biznesowego. Miałaby w tym miejscu powstać gigantyczna fabryka. Bez wsparcia rządowego się jednak nie obejdzie.
Strefa ma mieć powierzchnię 280 ha. Koordynację projektu powierzono Ministerstwu Przemysłu i Handlu we współpracy z agencją CzechInvest i agencją rozwoju regionalnego MSID. Obszar w pobliżu Dolnej Lutyni jest odpowiedni ze względu na swoją wielkość, bliskość elektrowni Dětmarovice oraz połączenie z autostradą i koleją.
– Kładziemy duży nacisk na to, aby wszelkie przygotowania projektów odbywały się w taki sposób, aby w jak największym stopniu uwzględnić interesy lokalnych mieszkańców. Częścią przygotowań projektu będzie zatem zawarcie porozumienia z gminami, które jasno określą, jakie są ich oczekiwania także wobec państwa – wyjaśnia Petr Očko, kierujący agencją państwową CzechInvest.
Kiedy pierwsi inwestorzy mogliby się pojawić? Dobre pytanie, bo na razie na planach się kończy.
– Nie mamy zrewitalizowanych terenów zdegradowanych, to jest nasza duża wada w porównaniu z Polską. Pod tym względem tkwimy w stagnacji – zwraca uwagę przedstawiciel partii Piratów Jakub Dedek.
Sprawę ponadto komplikuje fakt, że w 2006 r. region podpisał porozumienie z organizacjami ekologicznymi, w którym zobowiązał się do pewnych ograniczeń w dziedzinie przemysłowego zagospodarowywania terenów w Dolnej Lutyni. Trzeba będzie je renegocjować. Pracy jest zatem sporo. Zdaniem ekspertów, wcześniej niż za trzy lata żaden potencjalny inwestor nie będzie zainteresowany terenami pogórniczymi, które nie zostały odpowiednio przygotowane.
W tej sytuacji spółka węglowa OKD postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i tereny, których jest właścicielem, zrewitalizować we własnym zakresie. Co ciekawe, proces ten ma zostać przeprowadzony bez udziału finansowego państwa, z pieniędzy gromadzonych na ten cel od kilku już lat. Koszty tego przedsięwzięcia wraz z likwidacją szybów i infrastruktury powierzchniowej sięgną 3,5 mld koron. Do pracy zaś spółka zamierza wykorzystać część obecnej załogi.
– Pójdziemy w nieruchomości. Posiadamy setki działek przeznaczonych pod zabudowę, dysponujemy działkami przeznaczonymi pod działalność przemysłową, a także budynki użyteczności publicznej. Chętnie sprzedamy część gruntów deweloperom, a w inne będziemy inwestować we współpracy z gminami, aby je w miarę możliwości uatrakcyjnić. Jednym z projektów będzie EDEN, czyli park naukowy. Kolejnym filarem naszej działalności po zakończeniu wydobycia będzie produkcja wodoru – precyzuje plany Roman Sikora, prezes zarządu OKD.
Gminy, na terenie których działa OKD, z entuzjazmem powitały te plany.
W przypadku kopalni Bobrek analizowane są możliwości produkcji zielonej energii w oparciu o infrastrukturę i tereny, które posiada Węglokoks Kraj. Rozważa się technologię produkcji energii geotermalnej, fotowoltaicznej, wiatrowej, jak również produkcję zielonego wodoru. Pod uwagę brane są działania zmierzające do recyklingu odpadów elektronicznych oraz produkcja paliwa alternatywnego z niezagospodarowanych odpadów komunalnych. Węglokoks miałby ambicje podążać tą drogą co OKD, ale będąc w roli likwidatora kopalni Bobrek, nie mógłby wejść w rolę inwestora. Byłoby to sprzeczne z prawem. Nasi południowi sąsiedzi takiego problemu nie mają. O tyle więc będzie im łatwiej. A wiele obowiązujących w polskim prawie przepisów i tak trzeba będzie zmienić, aby przyciągnąć inwestorów na tereny pogórnicze.
– Wszystkie pomysły, które są rozważane w kwestii przyszłości kopalni Bobrek, wraz z produkcją zielonej energii i jej magazynowaniem są godne uwagi, ale muszą być szyte na miarę możliwości i generować nowe miejsca pracy. Poza tym koszt utrzymania infrastruktury pogórniczej będzie po stronie inwestora. On musi być świadomy, jakiego typu infrastrukturę przejmuje i jakie będą tego koszty i czy będzie w stanie spiąć to wszystko ekonomicznie – podkreśla dr hab. inż. Alicja Krzemień z Głównego Instytutu Górnictwa.
Decyzja o rychłej likwidacji kopalni Bobrek postawiła na nogi nie tylko gminę Bytom, ale także polityków i naukowców zajmujących się problemem rewitalizacji terenów pogórniczych.
– Sprawiła, że nie pozostało nam 15 lat, a rok, aby znaleźć drugie życie dla bytomskiej kopalni, i warto tak poprowadzić projekt rewitalizacji Bobrka, aby stał się on wzorcowy dla kolejnych kopalń, które w przyszłości będą kończyły swoją działalność. Nie jest to łatwe zadanie, ponieważ jeszcze nigdy nie eksperymentowaliśmy z projektami rewitalizacji czynnych zakładów górniczych. Czas to zmienić i poważnie zająć się tym problemem – wskazuje dr hab. inż. Alicja Krzemień.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.