W Polsce są obszary, gdzie do sieci energetycznej nie da się przyłączyć nawet niewielkiego źródła energii. W sieci jest ciasno, bo wiele lat temu zarezerwowali sobie w niej miejsce inwestorzy, którzy dotąd niczego nie zbudowali - wynika z raportu Instytutu Jagiellońskiego.
Zdaniem autorów raportu, zaprezentowanego w środę (6 maja) w Centrum Prasowym PAP, o ile nie rozwiąże się problemu tych wirtualnych przyłączeń, będzie problem z realizacją ustawy o odnawialnych źródłach energii (OZE). Część jej zapisów weszła w życie w poniedziałek. Dzięki niej Polska ma wypełnić unijne przepisy dotyczące udziału energii ze źródeł odnawialnych w finalnym zużyciu energii.
Autorzy raportu apelują, by w nowelizowanej ustawie o OZE (pracuje nad tym resort gospodarki) znalazły się zapisy, które "wyczyszczą" rynek z wirtualnych umów tak, by ci, którzy rzeczywiście chcą produkować czystą energię, mogli przystąpić do inwestycji.
Jeśli tak się nie stanie, wiele zapisów ustawy o OZE faktycznie pozostanie martwych, co - jak podkreślił prezes Instytutu Jagiellońskiego Marcin Roszkowski - może narazić Polskę na daleko idące konsekwencje.
Roszkowski przypomniał, że do 2020 r. Polska zobowiązała się osiągnąć 19,3 proc. udział energetyki odnawialnej w produkcji energii elektrycznej. Jego zdaniem, by osiągnąć ten cel, powinniśmy do 2020 r. podwoić ilość energii z wiatru w stosunku do produkcji z 2013 r., a do 2030 r. produkcję tę potroić.
Ekspert branży energetycznej, rektor Politechniki Lubelskiej, prof. Piotr Kacejko we wstępie do raportu zauważył, że z danych publikowanych na stronach internetowych operatorów sieci dystrybucyjnych (PGE Dystrybucji, Energa Operator, ENEA Operator, Tauron Dystrybucja, RWE Stoen Operator) wynika, iż przyłączeniowa mapa Polski obejmuje bardzo wiele białych plam - obszarów, w których do 2018 roku nie można liczyć na przyłączenie elektrowni o mocy nawet 1 MW.
Jak podkreślił, dotyczy to wszystkich technologii wytwarzania energii.
- Ograniczenia przyłączeniowe dotyczą zarówno jednostek węglowych, wodnych, gazowych, wiatrowych, jak i fotowoltaicznych - zauważył.
Przyczyną deficytu miejsca w sieci są podpisane przed laty umowy o przyłączenia; zdaniem Kacejki może chodzić o "setki źródeł o łącznej mocy wielu tysięcy megawatów".
- Obiekty te można dość łatwo zidentyfikować na podstawie powszechnie dostępnych informacji. Terenowe oględziny zablokowanych miejsc przyłączenia wskazują na brak jakiejkolwiek aktywności inwestorów, którzy co prawda wykazali się refleksem w zakresie zapewnienia sobie rezerwacji miejsca w sieci, ale inne przeszkody (środowiskowe, społeczne, finansowe) okazują się dla nich nie do sforsowania.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.