Przystąpienie do UE dało naszemu krajowi szanse rozwojowe, ale Polska w strukturach Unii powinna bardziej dbać o własne interesy - oceniła w rozmowie z prof. Leokadia Oręziak ze Szkoły Głównej Handlowej.
Zdaniem profesor Oręziak to bardzo dobrze, że Polska przystąpiła do UE.
- Nawet trudno sobie wyobrazić, gdzie bylibyśmy dziś, gdyby wejście Polski do UE zostało zahamowane - powiedziała.
Wskazała, że od czasu akcesji do 2012 r. znacznie poprawiliśmy swoją pozycję. Zgodnie z danymi Eurostatu, w 2004 r. nasze PKB na mieszkańca stanowiło 51 proc. średniej unijnej, tymczasem w 2012 r. wzrosło do 67 proc.
- Zbliżyliśmy się do średniej unijnej pod względem poziomu zamożności, niemniej ciągle pozostajemy na samym końcu UE - powiedziała.
Wskazała, że za nami jest tylko Chorwacja, Łotwa, Rumunia i Bułgaria. Zdaniem Oręziak ważne jest, jak dodatkowy dochód narodowy, efekt wzrostu naszej siły nabywczej, dzielony jest pomiędzy poszczególne grupy.
- Polska dalej charakteryzuje się wysokimi dysproporcjami w dochodach obywateli. Oznacza to, że wzrost dochodów w pewnym sensie został przechwycony przez relatywnie niewielką grupę ludzi, a korzyści z członkostwa w UE rozłożyły się bardzo niesprawiedliwie. Wskaźnik Giniego (Wskaźnik Nierówności Społecznej) dla Polski należy do najwyższych w UE i wynosi 31 - zaznaczyła.
Poinformowała, że sytuacja Polski pod tym względem jest dużo gorsza niż np. Czech, gdzie wskaźnik Giniego wynosi 26.
- Niestety dalej mamy wysokie i trwałe bezrobocie sięgające 13-14 proc., którego nie udało się istotnie ograniczyć, mimo wzrostu gospodarczego. Do tego dochodzi wielka emigracja około 2 mln osób, która miała miejsce dzięki otwarciu granic UE. Ten proces trwa cały czas - wskazała Oręziak.
Jej zdaniem z kraju wyjeżdżają głównie młodzi ludzie, często pielęgniarki i lekarze, co powoduje, że coraz bardziej odczuwamy ich brak w Polsce. Profesor zwróciła uwagę, że w ciągu ostatnich lat pomoc socjalna zeszła na dalszy plan, a Polska należy do krajów UE, w których wydatki na ten cel należą do najniższych.
Oręziak podkreśliła, że rozwój Polski i jej pozycja w UE cały czas opiera się na niskich kosztach pracy. Jest to podstawą napływu inwestycji zagranicznych i decyduje o konkurencyjności naszych produktów - tracą jednak pracownicy, którzy są nisko wynagradzani. Poza tym taka sytuacja nie motywuje firm do wprowadzania innowacji.
- Jeżeli przedsiębiorstwo może coś wyprodukować niewielkim kosztem, to nie ma motywacji, żeby wprowadzać bardziej efektywne metody produkcji czy innowacyjne rozwiązania - powiedziała.
Dodała, że przez 10 lat obecności w UE Polsce nie udało się odnieść sukcesu w polityce demograficznej. Wskaźnik dzietności należy w naszym kraju do najniższych w UE i wynosi 1,3 dziecka na kobietę. Tymczasem dla prawidłowego rozwoju społeczeństwa powinien on przekraczać 2 dzieci na kobietę.
Oręziak zaznaczyła, że będąc w UE Polska przyjęła wspólne standardy ochrony konsumentów. Wskazała np. na gwarancje dla depozytów bankowych do 100 tys. euro, a także przepisy chroniące inwestorów indywidualnych nabywających instrumenty finansowe (dyrektywa MIFID).
- W UE ochrona konsumenta jest dobrze rozwinięta i my dostosowując się do wymagań unijnych musieliśmy to uwzględnić - powiedziała.
- Polska dostosowała się do regulacji unijnych, niemniej przez długi czas obowiązywał przymus udziału w OFE - emerytalnym filarze kapitałowym, co jest niedopuszczalne. Co prawda w końcu wprowadzono dobrowolność, niemniej tylko w odniesieniu do przyszłej składki, co - moim zdaniem - jest sprzeczne z dyrektywą, a także interesami przyszłego emeryta - oceniła.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.