Do punktu konsultacyjnego przy kopalni "Śląsk" stale przybywają bliscy górników, którzy byli w pracy na porannej zmianie. Są zdruzgotani rozmiarem tragedii i pełni niepokoju o swoich synów, mężów, braci i ojców. Z wielkim żalem uskarżają się na brak informacji o losie najbliższych.
Elżbieta Cichoń z ogromnym niepokojem czekała na swojego męża Zbigniewa. Nerwowo paliła papierosa za papierosem. Z trudem hamowała łzy. Bez przerwy rozmawiała przez telefon komórkowy i powtarzała:
- Nic nie wiem. Myślę, że na pewno mąż by zadzwonił...
Małgorzata Kordasińska przyszła pod kopalnię z 3-letnią córeczką.
- Słyszałam syreny karetek, ale myślałam, że był jakiś wypadek na autostradzie. O tym, że był wybuch na "Śląsku" dowiedziałam się od sąsiadek. Byłam przerażona, bo mąż był na szychcie. Teraz już wiem, że żyje i jest zdrowy. Zadzwoniła do mnie znajoma i od jej męża się dowiedziałam, że mój mąż jest cały. Ale będę tu czekała dotąd, dopóki go nie zobaczę.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.