Malować można byle co i byle gdzie, oby tylko nie byle jak i nie z byle kim.
Podczas rozstrzygniętego przed tygodniem konkursu imienia Pawła Wróbla Grupa Janowska dostała aż cztery nagrody, w tym nagrodę publiczności.
– Nie dostaliśmy piątej, bo podobno już nie wypadało – żartuje Zdzisław Majerczyk, członek grupy i emerytowany górnik kopalni „Wieczorek”.
Są też przecieki, że kilka nagród czeka na artystów na kolejnym prestiżowym konkursie, Rudzkiej Jesieni.
Spotykamy się we wtorek, w pracowni grupy mieszczącej się w Domu Kultury Szopienice. Część artystów maluje, cześć zażarcie dyskutuje, ale jak podkreślają, nie o polityce, ktoś przyniósł kiszone ogórki, ktoś inny pieczone udka z kurczaka. Krótko mówiąc – jak w domu.
We wtorki w pracowni spotyka się przynajmniej 15 osób, poza tym, jeśli ktoś akurat ma ochotę, może wpaść w tygodniu, żeby popracować.
– Nie wszyscy potrafimy tu malować. Paweł Kurzeja, Andrzej Górnik, ja malujemy raczej w domu. Ale Diter tylko tutaj ma natchnienie – ciągnie Majerczyk.
– W tym harmidrze maluję cztery obrazy, a wychodzi mi jeden – dopowiada Diter Nowak, emeryt z kopalni „Kleofas”.
Każdy ze spotykających się tu artystów ma swoje życie, rodzinę i zainteresowania. Łączy ich malarstwo, a wielu także praca w kopalni.
W pracowni nie rozmawia się jednak o pracy, tematem wywołującym ostatnio żywe emocje są natomiast przecieki prasowe, wieszczące koniec Grupy Janowskiej.
– Trzeba zacząć od tego, że nazwę Grupa Janowska przyjęliśmy dopiero w 1986 roku, na 40-lecie. Do tej pory o naszych poprzednikach, także o Sówce, którego w tym artykule uznano za ostatniego członka Grupy Janowskiej, mówiono po prostu malarze zrzeszeni przy kopalni „Wieczorek”. Po drugie, za czasów Sówki w ramach grupy spotykali się także ludzie, którzy są z nami do dzisiaj, a więc Gajzler i Drobiec. Sówka był na pewno jednym z bardziej liczących się członków grupy, ale nie był ostatni – tłumaczy Helmut Matura, dziś lider Grupy Janowskiej.
Sam Matura na spotkania malarzy-nieprofesjonalistów zaczął przychodzić już w 1950 roku, gdy miał 9 lat. Potem jego życie potoczyło się tak, że mimo nauki w liceum plastycznym, odstawił sztalugi do kąta. Do Grupy Janowskiej wrócił w 1985 roku, już jako emeryt kopalni „Wieczorek”.
W czasach Sówki, Ociepki, Wróbla, twórczość malarzy nieprofesjonalnych była modna, ich obrazy stały się ikoną socrealizmu, wizytówką twórczości robotniczej. Bez problemu na ich aktywność znajdowano pieniądze. Obecnie malarze z Grupy Janowskiej, podobnie jak inne środowiska twórców nieprofesjonalnych, muszą radzić sobie sami i nie korzystają z żadnego mecenatu.
– Skoro jednak jesteśmy zauważani, nagradzani i zapraszani, to chyba o czymś świadczy – podsumowuje Helmut Matura.
Dziś w ich twórczości nie ma już wierzeń, okultyzmu, nie ma też dawnego Śląska, bo po prostu świat z obrazów Wróbla, tak jak chlewiki na Nikiszu, już nie istnieje. Twierdzą więc, że powielanie tamtych motywów byłoby sztuczne. Wielu z artystów, jak Diter Nowak, maluje śląskie pejzaże, często jednak są one odtwarzane jedynie z pamięci. Poza tym świat się otworzył, nie zamyka się już w małej ojczyźnie.
Malujący nieprofesjonaliści z całego Śląska garną się do grupy nie tylko z powodu powszechnej opinii o jej wysokim poziomie artystycznym, ale także dlatego, że panuje tu niespotykana w innych środowiskach atmosfera. Wystarczy, że jest ładna pogoda, a szczęśliwy właściciel samochodu skrzykuje resztę i urządzają sobie plener malarski. Jak sami twierdzą, malować można byle co i byle gdzie, oby tylko nie byle jak i nie z byle kim.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.