PGNiG interesuje się technologią konwersji gazu ziemnego na paliwa płynne, ale może ona być na poważnie brana pod uwagę dopiero po roku 2020, kiedy w Polsce wydobycie gazu łupkowego będzie odpowiednio duże - poinformował wiceprezes spółki Marek Karabuła.
Jak mówił w czwartek Karabuła na konferencji energetycznej miesięcznika "Nowy Przemysł", Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo (PGNiG) nie zapomina o nowym wątku, który ostatnio pojawił się w debatach na temat surowców, czyli konwersji gazu ziemnego na paliwa płynne.
- Miałem okazje odwiedzić w Katarze instalacje służące do takiej konwersji. Dwie takie instalacje zużywają rocznie 17 mld m sześc. gazu, więcej niż dzisiaj wynosi zużycie w Polsce i produkują 7 mln ton paliw. Dla porównania dziś w Polsce przetwarzamy 24 mln ton ropy rocznie - mówił Karabuła.
Podkreślał, że tego typu działalność jest potencjalnie bardzo zyskowna, ale wymaga najpierw ogromnych inwestycji. - 17 mld m sześc. gazu to dziś 17 mld zł. 7 mln ton oleju napędowego to z kolei 35 mld zł, czyli 35 mld przychodów versus 17 mld kosztów surowca - jest się nad czym zastanowić - podkreślił wiceprezes PGNiG.
Jak dodał, Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo samodzielnie nie jest w stanie udźwignąć koniecznych do tego inwestycji, idących w miliardy dolarów. - Szukamy oczywiście partnerów. Jest to obszar dla nas ważny, oczywiście w kategoriach po roku 2020, kiedy powinny pojawić się duże wolumeny gazu łupkowego - ocenił Karabuła.
Zapewniał, że odpowiednie ilości gazu ze złóż niekonwencjonalnych powinny być w tym czasie dostępne, bo dzisiejsze doświadczenia wskazują, że część z koncesji spółki ma bardzo obiecujące warunki zarówno jeśli chodzi o techniczne, jak i ekonomiczne kwestie wydobycia gazu niekonwencjonalnego.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.