- Przyszły prezydent, jako niezależna jednostka, powinien otwarcie mówić o sytuacji polskiej energetyki. Niezależność i pięcioletni mandat dają taką możliwość do mówienia trudnych rzeczy, których politykom w rządzie nie wypada mówić - mówi Michał Hetmański, prezes Fundacji Instrat.
Tomasz Czoik: Kandydaci na prezydenta RP w kampanii nie mówią zbyt wiele i zbyt szczegółowo o górnictwie i transformacji energetycznej. Jest to wątek poboczny.
Michał Hetmański, prezes Fundacji Instrat: To może i dobrze, że kandydaci na prezydenta nie skupiali się przesadnie na rzeczach, na które głowa państwa nie ma praktycznie żadnego wpływu. Prezydent RP może wspierać proces transformacji energetycznej, angażować się w tzw. dyplomację energetyczną i klimatyczną czy brać udział w rozmowach o rozwijaniu nowych technologii, ale nie podejmie żadnej strategicznej decyzji dotyczącej przyszłości górnictwa.
Dlatego też hasła o bronieniu polskiego węgla, które pojawiały się w kampanii, trzeba traktować jak „kiełbasę wyborczą”. Przy obecnych rekordowych kosztach wydobycia polskiego węgla, przy wyczerpaniu życia elektrowni węglowych, takie postulaty nie powinny być brane na poważnie. Nie liczę na to, że w najbliższych dniach którykolwiek z oby kandydatów, którzy powalczą w drugiej turze, przyznał to wprost. Nikt nie będzie się chciał narażać niepopularnymi hasłami.
Przyszły prezydent, jako niezależna jednostka, powinien jednak zdawać sobie z tego sprawę i otwarcie mówić o sytuacji polskiej energetyki. Niezależność i pięcioletni mandat dają taką możliwość do mówienia trudnych rzeczy, których politykom w rządzie nie wypada mówić.
Wizyty kandydatów na prezydenta w kopalniach należy więc postrzegać jako teatrzyk?
No tak, politycy przyjeżdżają do górników, mówiąc: jesteście ważni, nikt nie chce zamknąć waszego zakładu, a potem robią coś dokładnie innego. Podobne zapewnienia mogą dawać nawet załogom rywalizujących ze sobą kopalń, co może wprawiać w osłupienie i wywołać wściekłość.
Smucić może też, że kandydaci na prezydenta RP o transformacji energetycznej – poza kilkoma wyjątkami takimi jak np. wizyta w Bogdance – mówili głównie na Śląsku. Województwo śląskie ze swoim potencjałem może znacznie lepiej poradzić sobie z odejściem od górnictwa niż np. Wielkopolska Wschodnia czy Subregion Turów. W takim miejscach naprawdę trzeba stworzyć warunki do sprawiedliwej transformacji, to będzie problem całej lokalnej społeczności i całego otoczenia gospodarczego.
Nie obawia się Pan, że po wyborach prezydenckich tematy związane z energetyką i górnictwem ucichną aż do kampanii przed wyborami parlamentarnymi 2027?
Decyzje o koniecznej restrukturyzacji nadmiarowych kopalń powinny być podjęte jeszcze w tym roku. Nie wiem tylko, czy rząd odważy się na trudne i szczere rozmowy o zakończeniu pracy niektórych kopalń i zostawieniu przy życiu tych, które nadal mogą być konkurencyjne na rynku. Do tego konieczne są sensowne działania osłonowe i pomysł na nowe zagospodarowanie górników na rynku pracy.
Liczę na to, że rząd utnie bezproduktywne rozważania o akceptacji nielegalnej pomocy publicznej i przejdzie do czynów. Unijne środki z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji to przydatna gotówka dla samorządów, ale te kwoty mają się nijak do ogromu potrzeb inwestycji infrastrukturalnych. Prawdziwy mnożnik i efekt nowych miejsc pracy przynoszą inwestycje w nowe zakłady pracy, głównie w dużych przedsiębiorstwach. Niemiecki rząd z tą myślą uruchomił fundusz na 40 mld euro, a unijne środki tylko uzupełniają pieniądze z Berlina. Potrzebujemy tego samego – obiecane 0,5 mld zł z Funduszu Transformacji Woj. Śląskiego to naprawdę niewielka kwota przy potrzebach wszystkich regionów węglowych.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Twój komentarz czeka na zatwierdzenie przez moderatora