Na wydawniczym rynku rzadkością są książki opowiadające o tym, jak wyglądało życie w Holandii ponad pół wieku temu. „W dobrych rękach” brawurowo zapełniło tę lukę. Historia życia holenderskiej rodziny wpleciona została w historię kraju, którego społeczeństwo nie do końca rozliczyło kwestie jeszcze z drugiej wojny światowej.
Hendrik, Louis i Isabel dzieciństwo spędzili w Amsterdamie, by w wieku kilkunastu lat przeprowadzić się do wschodniej części kraju. W miasteczku, z którego pociąg jeździł do Hagi, wprowadzili się z matką do nowego domu. Załatwił go ich wujek, pomógł w przeprowadzce.
Po śmierci matki i względnym usamodzielnieniu się rodzeństwa, w domu została sama Isabel. Ma dwadzieścia kilka lat, dobrze zajmuje się ogrodem. Nie ma zbyt wielu obowiązków, zatrudnia pomoc domową, młodą dziewczynę, której co rano wręcza listę obowiązków.
Obszerny dom, zgodnie z wolą wuja, miał przypaść Louisowi, jeśli ten tylko się ustatkuje. Na razie nic na to nie wskazywało. Louis przedstawiał rodzeństwu co rusz nowe dziewczyny, o stabilizacji i założeniu rodziny nie było mowy. Isabel jest to też na rękę.
Dziewczyna samotnie żyje na holenderskiej prowincji, ani na moment nie odchodzi od ustalonego rytmu. Odwiedza wujka, ciotkę, jeździ na zakupy. Nie pozwala nikomu ruszyć matczynej porcelany z wymalowanymi nań postaciami zajęcy. Hendrik z kolei martwi się o swojego partnera, który musi wrócić do Paryża. Wydawałoby się, że nudnemu życiu rodzeństwa nic nie zagrozi.
I nagle Louis przedstawia im nową dziewczynę. Tajemnicza Eva wzbudza najgorsze uczucia u Isabel, spotęgowane jeszcze wtedy, gdy będzie musiała z nią zamieszkać. Louis wyjechał na miesiąc, wepchnął więc głośną i radosną Evę w ręce wiecznie smutnej i zasadniczej Isabel.
Relacje między kobietami powoli się zmieniają, od nieustannej walki i warczenia Isabel na Evę po rodzące się uczucie. Gdy w ręce Isabel wpada pamiętnik Evy, życie tej pierwszej przewraca się do góry nogami. To, co do tej pory uznawała za pewne i stabilne, wcale takie nie było.
Wraz z pobytem Evy pojawiły się najważniejsze pytania – skąd rodzina ma dom? Do kogo należał wcześniej? I dlaczego nie ma śladu po poprzednich właścicielach?
Książka Yael van der Wouden świetnie wplata losy rodziny w historię kraju, który na początku lat 60. nie dokonał jeszcze rozliczenia ze swoją brzydką przeszłością. Tam nie mówiło się o deportacjach Żydów do obozów, numerach wytatuowanych na rękach sąsiadów. Holendrzy nie wnikali, co się z nimi działo, gdzie się podziewali. Po prostu była wojna.
Dzięki brawurowym zwrotom akcji autorka świetnie rozkręciła akcję, gdzie, krok po kroku, emocjonalne napięcie doprowadziło do wielkiego zderzenia z historią i odpowiedzialnością.
Yael van der Wouden, „W dobrych rękach”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2025, stron 397, przekład: Justyn Hunia
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.