Rozmowa z MIROSŁAWEM KASZUBĄ, prezesem zarządu Fundacji Kultura i Tradycje Górnicze, dyrygentem orkiestry kopalni Mysłowice-Wesoła i kopalni Wujek oraz dyrektorem Orkiestry Reprezentacyjnej PGG
Przeglądam wydania „Trybuny Górniczej” sprzed trzech dekad. Lata 90. były niezwykle trudne dla branży górniczej, ale gdy górników jednej z kopalń spytano, z czego trzeba zrezygnować, jeśli chodzi o składki, odpowiedzieli, że w żadnym razie nie ze wspierania orkiestry dętej. O czym to świadczyło, a i świadczy dzisiaj?
Bardzo dobrze pamiętam te czasy, byłem wówczas dyrygentem orkiestry kopalni Śląsk. Wtedy nawet 99 proc. załóg kopalń opłacało składki na orkiestrę górniczą. Nie były to wielkie sumy dla pojedynczego pracownika, ale jeśli za orkiestrą opowiadała się cała załoga, to takie wsparcie bardzo pomagało w jej funkcjonowaniu.
Restrukturyzacja górnictwa ciągle trwa, orkiestry więc borykają się z tymi samymi problemami już od tych 30 lat. My też zdajemy sobie sprawę z tego, że dekarbonizacja będzie postępować. Pewnie w którymś momencie będziemy orkiestrami górniczymi bez przynależności do kopalń, których być może już nie będzie.
Orkiestry były zawsze z górnictwem i górnikami na dobre i na złe.
To prawda, towarzyszą górnikom we wszystkich momentach życia. Orkiestra gra cały rok, począwszy od najważniejszego wydarzenia, którym jest Barbórka, potem koncerty kolędowe, pasterka, wielkanocne uroczystości, obchody 3 Maja itd. Wszystkie festyny, które odbywały się na osiedlach, w dzielnicach miast, zawsze rozpoczynała orkiestra dęta.
Orkiestra odprowadzała też górników na wieczną szychtę, to była górnicza tradycja od zarania, sam ją pamiętam od małego, bo jako dziecko grałem w orkiestrze kopalni Wawel. To była reprezentacyjna orkiestra górnictwa lat 70.
Przed laty byliśmy orkiestrową potęgą. A jak jest dzisiaj?
Jeżeli w latach 90. funkcjonowało u nas ponad 70 kopalń, to każda z nich miała orkiestrę. Dzisiaj na szczęście też tak jest, że każda kopalnia ma orkiestrę. Bywa, że kopalnia została zlikwidowana, natomiast orkiestry funkcjonują dalej, jak orkiestry kopalni Katowice czy Wieczorek. Trzeba też pamiętać, że kilkadziesiąt lat temu orkiestry funkcjonowały również przy innych zakładach pracy, jak np. huty.
Niewiele orkiestr funkcjonuje przy kopalni, jak to dawniej było, większość jest już prowadzona przez stowarzyszenia. Daje to dodatkowe możliwości pozyskiwania środków – od samorządów, od państwa czy z jakichś grantów. Można pisać projekty, tylko to jest taka pomoc doraźna. Wcześniej było o tyle łatwiej, że orkiestry były zabezpieczone finansowo, a teraz każda orkiestra musi włożyć bardzo dużo wysiłku, żeby mogła funkcjonować.
Tradycje górniczych orkiestr dętych zostały wpisane na Krajową Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego. Gdy podpisywałem zaś akces do UNESCO w 2023 r., górniczych orkiestr było 27. Podejrzewam, że najwyżej połowa działa, że tak powiem, na pełnych obrotach, więcej koncertuje i występuje. A ta druga część obsługuje tylko uroczystości związane z kopalnią oraz pogrzeby.
Ma pan świetny przegląd historii górnictwa i orkiestr dętych, bo gra pan w nich kilkadziesiąt lat. Jakie były początki?
W tym roku będzie 37 lat, jak pracuję jako kapelmistrz. Już jako dziecko grałem w orkiestrach, a potem jako nastoletni chłopak. Pierwsza była orkiestra kopalni Wawel, gdzie uczył mnie słynny Augustyn Kozioł. Później grałem w orkiestrze kopalni Miechowice, w tej chwili to jest Orkiestra Dęta Bytom.
W 1988 r., zaraz po skończeniu Akademii Muzycznej w Katowicach, zrobiłem też studia podyplomowe w kierunku dyrygowania orkiestr dętych. Z kompozytorem i wykładowcą na tej uczelni, Józefem Szwedem, miałem zajęcia z instrumentalistyki i on zaszczepił mi temat orkiestr. Tak to się zaczęło.
Przez 17 lat dyrygowałem orkiestrą kopalni Śląsk. Gdy kopalnia została połączona z kopalnią Wujek, mnie przeniesiono na kopalnię Wesoła.
I od tego momentu zacząłem prowadzić orkiestrę tej kopalni, natomiast od 2017 r. dyryguję jeszcze orkiestrą kopalni Wujek. Dzisiaj jestem prezesem Fundacji Kultura i Tradycje Górnicze, w której funkcjonują następujące orkiestry: Orkiestra KWK Staszic, Orkiestra KWK Wujek, Orkiestra KWK Mysłowice-Wesoła, Happy Big Band, Żeńska Orkiestra Salonowa, Orkiestra Symfoniczna.
Z orkiestrami grałem w całej Europie. Z koncertami byliśmy w Chinach, Australii, w Stanach Zjednoczonych. Byliśmy ambasadorami kultury muzycznej, także górniczej, która funkcjonuje w naszym regionie.
Z orkiestrami mam najpiękniejsze wspomnienia, jak choćby to sprzed 30 lat. Z orkiestrą kopalni Śląsk nie byliśmy jeszcze nigdzie w Europie, a bardzo nas ciągnęło do tego, żeby na ten Zachód wyjechać. Tak się złożyło, że występowaliśmy na festiwalu we Włoszech i mieliśmy też umówione spotkanie z papieżem Janem Pawłem II. Zagraliśmy dla niego koncert, a anegdota jest taka, że jesteśmy chyba jedyną orkiestrą, którą dyrygował papież. Na koniec koncertu w Kaplicy Sykstyńskiej papież podszedł do nas, jeszcze był w miarę sprawny, i powiedział: „To jeszcze jakiegoś śląskiego marsza zagrajcie na koniec”. No i on wtedy zabrał tę swoją laskę, którą się podpierał, i zaczął nią dyrygować naszą orkiestrą.
Trzeba też przyznać, że muzyczny poziom naszych orkiestr był niezwykle wysoki, śląskie orkiestry zajmowały czołowe miejsca w międzynarodowych konkursach. Orkiestry były wizytówkami miast.
Zdecydowanie. Na tle kraju Śląsk był i jest kuźnią dęciaków. Dużo koncertowaliśmy po całej Europie i zawsze udawało nam się gdzieś tam stanąć na podium. Podczas spotkań z innymi orkiestrami powtarzałem, że Górny Śląsk jest kuźnią talentów.
W najlepszych latach na małym obszarze, jakim jest Górny Śląsk, występowało 180 orkiestr. Wszyscy się temu dziwili, a to były bardzo dobre orkiestry.
Dlaczego Katedra Instrumentów Dętych na Akademii Muzycznej jest na najwyższym poziomie? Bo tutaj dęciaki mają muzykę w genach.
Na Zachodzie jeszcze się dziwiono, dlaczego w orkiestrze górniczej grają prawie sami mężczyźni. Dla nas było to zaskakujące pytanie, więc im tłumaczyliśmy, że 90 proc. zatrudnienia na kopalni stanowią mężczyźni. Tam kobiet w orkiestrach było już dużo, ale to były orkiestry miejskie, gminne czy młodzieżowe.
Czy dzisiaj młodzież garnie się do orkiestr?
U mnie w orkiestrach grały całe rodziny, bywało tak, że nawet dziadek, ojciec i wnuk spotykali się na jednej sali. Tradycja przechodzi więc z pokolenia na pokolenie. Zresztą w moim domu też tak było. Mój ojciec grał na trąbce, dziadek na akordeonie, jeden mój syn jest trębaczem w NOSPR, drugi skrzypkiem w Zespole Pieśni i Tańca „Śląsk”.
W latach 70. czy 80. w orkiestrze było 10 instruktorów, którzy uczyli młodzież. Najpierw dzieci uczyły się grać na werblu, uczyły się chodzić, miały normalną rytmikę. Później dopiero oceniano, kto będzie się nadawał na klarnet, trąbkę, puzon, itd. Tak się w orkiestrze już nie naucza od lat 90. ze względów ekonomicznych.
Dzisiaj mam młodych ludzi, którzy przychodzą i pytają, czy mogą pograć w orkiestrze, bo są w średniej szkole muzycznej albo podstawowej. Oni przychodzą, grają może rok, dwa, później, jak skończą na przykład studia muzyczne, dostają się do jakiejś dobrej orkiestry i czas im nie pozwala na to, żeby kontynuować przygodę z orkiestrą górniczą. Bywa, że rozjeżdżają się po Polsce i występują z innymi orkiestrami.
Repertuar orkiestr obejmuje klasykę światową i polską, muzykę współczesną, utwory popularne i rozrywkowe, standardy jazzowe oraz aranżacje najbardziej znanych arii operowych i operetkowych. To nadal się podoba?
Trzeba zacząć od podstaw, czyli od tego, że orkiestra maszeruje i gra utwory marszowe, gra też utwory pogrzebowe, religijne, bo w kościołach też występujemy podczas uroczystości. Gramy koncerty ze światowymi przebojami, muzykę klasyczną, a trzeba wiedzieć, że jest bardzo dużo opracowań muzyki klasycznej, artystycznej na orkiestry dęte. Gramy muzykę swingującą, jest więc bardzo duża możliwość pokazania utworów w różnej stylistyce. Trzeba jednak powiedzieć, że dzisiaj słuchacz ma większe wymagania niż to było 30-40 lat temu. Ma dostęp do internetu, stacji muzycznych, jest osłuchany z różnymi rzeczami. Dlatego dziś orkiestry mają też mażoretki wzbogacające wizualnie muzykę.
Orkiestry grają coraz bardziej perfekcyjnie, do orkiestr przychodzą też muzycy coraz bardziej wykształceni.
Co dla pana jest najtrudniejsze w prowadzeniu orkiestry dętej?
W dzisiejszych czasach jest to praca menedżerska. Zaczynając pracę jako dyrygent, 80 proc. czasu pracy poświęcałem muzyce, 20 proc. sprawom organizacyjnym. Dzisiaj jest odwrotnie. Czasy wymagają po prostu ogromnego wkładu pracy menedżerskiej, żeby orkiestry mogły normalnie funkcjonować.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.