Protest związkowców z firm górniczych i energetycznych, którzy sprzeciwiają się likwidacji energetyki opartej na węglu, ma głębokie uzasadnienie w realiach gospodarczych. Mimo że w ostatnich latach maleje rola węgla, przybywa OZE, to polska elektroenergetyka nadal jest jednak najbardziej emisyjną w całej Unii Europejskiej, a pod względem intensywności emisji jesteśmy 3. krajem na świecie. Tyle że po prostu nie mamy chwilowo wystarczającej alternatywy dla węgla. By bezpiecznie spoglądać w kierunku gniazdka elektrycznego w ścianie, potrzebujemy atomu.
– Znaczny poziom emisji przekłada się na wysokie ceny energii, a w przemyśle – na spadek konkurencyjności ze względu na wysoki ślad węglowy towarów produkowanych w Polsce. Jeśli nic się nie zmieni, w kolejnych latach polska gospodarka narażona będzie na spadek inwestycji – alarmują od lat eksperci Forum Energii.
Udział łączny węgla kamiennego i brunatnego w produkcji energii elektrycznej wyniósł w 2024 r. 57,1 proc. To rekordowo nisko, ale ciągle bardzo dużo. OZE odpowiadały za 29,6 proc. produkcji. Zaś gaz ziemny za 11,6 proc.
Z kolei Polski Instytut Ekonomiczny w jednym z opracowań zauważa, że w przypadku kontynuacji transformacji z priorytetyzacją inwestycji w energetykę jądrową energia elektryczna przestanie być wytwarzana z węgla w 2050 r. Obok stopniowego rozwoju OZE, do 2040 r. powstanie prawdopodobnie ok. 7,8 GW mocy jądrowych, a do 2060 r. – ponad 9 GW.
Z rządowych zamierzeń wynika, że większość bloków węglowych zostanie wyłączona dopiero po 2050 r., a w latach 2040-2050 będą one służyć wyłącznie do stabilizacji pracy systemu elektroenergetycznego.
– W 2030 r. tylko 30 proc. energii elektrycznej wytwarzane będzie z węgla, w 2040 r. – 6 proc., a od 2050 r. udział węgla spadnie do blisko 0 proc. Ewentualny brak dekarbonizacji gospodarki jest bardziej kosztowny od transformacji energetycznej – podsumowali eksperci PIE.
No tak, ale bez węgla póki co będziemy mieć, delikatnie mówiąc, ogromny kłopot. Nawet gorący orędownicy OZE uważają, że bloki węglowe 200 MW muszą dostać drugą szansę. Nie ma innej opcji, jeśli w okresie przejściowym chcemy sobie zapewnić bezpieczeństwo energetyczne. Tymczasem modernizacja jednego bloku 200 MW z 27 planowanych to koszt ok. 100 mln zł.
Polska jest na granicy wystarczającej mocy do stabilnej, przewidywalnej produkcji energii. Wyjściem są modernizacje bloków 200 MW. Te bloki węglowe były budowane w latach 70. i 80. Od kilku lat są stopniowo wyłączane, bo nie spełniają wszystkich współcześnie obowiązujących norm, są mniej wydajne i zwyczajnie drogie. Ten proces likwidacji ich powinien jednak zastopować, jeśli chcemy mieć zapewniony prąd w gniazdkach.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.