Rozmowa z dr. hab. ZYGMUNTEM ŁUKASZCZYKIEM, profesorem Politechniki Śląskiej, byłym: wojewodą śląskim, prezesem Katowickiego Holdingu Węglowego oraz wiceprezesem Jastrzębskiej Spółki Węglowej
Umowa społeczna zakłada rozstanie Polski z węglem w 2049 r. Czy pańskim zdaniem polskie górnictwo dotrwa do tego czasu?
Różne są scenariusze dla górnictwa. Najważniejsze jednak, aby zadać sobie pytanie, jak mógłby z dużym prawdopodobieństwem wyglądać miks energetyczny Polski w latach: 2030, 2035, 2040 i 2045 r. Łatwo odpowiedzi na nie znaleźć się nie da i co za tym idzie, nie można policzyć, chociażby w przybliżeniu, jakie ilości węgla będą wówczas potrzebne polskiej gospodarce. Dlatego należy najpierw zweryfikować, z jakich źródeł będziemy produkować energię elektryczną, mając na względzie to, że tym stabilizatorem bezpieczeństwa energetycznego miałaby być od 2035 r. energia jądrowa. Ja śmiem w ten termin wątpić, raczej przesunie się to kilka lat, powiedzmy, do 2040 r.
W tej sytuacji ciśnie się na usta kolejne pytanie. Czym tę lukę wypełnimy? Obawiam się, że raczej nie energią słoneczną lub wiatrową, tak jak niektórzy przepowiadają. W ostatnich dniach obiegła Europę informacja o tym, że szwedzki rząd zrezygnował z 13 projektów morskich farm wiatrowych na Bałtyku. Decyzję tę argumentowano bezpieczeństwem kraju. Istnieją bowiem obawy, że wiatraki na morzu utrudniłyby skuteczną obronę Szwecji przed atakami rakietowymi Rosji. Widać na tym przykładzie, że wszelkie plany mają to do siebie, że podlegają nieustannej weryfikacji, ponieważ nie potrafimy trafnie przewidzieć przyszłości. Ja stawiam na to, że z węglem prędko się nie rozstaniemy i całkiem możliwe, że będzie służył naszej energetyce jeszcze jakiś czas. Zachodzi tylko pytanie, w jakim stopniu.
Wygląda na to, że europejska energetyka nie jest na dobrej drodze do samowystarczalności.
Z pewnością nie jest. Europa nie jest bezpieczna pod względem własnych surowców energetycznych i paliw. Importuje surowce energetyczne za ok. 500 mld euro rocznie. Nie dysponuje wystarczającymi zasobami ropy czy gazu. Może w jakimś stopniu liczyć na słońce i wiatr, ale to za mało. Wpadamy dziś w kleszcze pomiędzy amerykańskim LNG a chińską fotowoltaikę. Musimy budować własne bezpieczeństwo energetyczne i zastanowić się nad tym, dokąd właściwie zmierzamy. Jednym słowem, musimy zbudować strategię energetyczną i w oparciu o nią budować scenariusze operacyjne. Na razie błądzimy po omacku po drodze, co do której nie mamy nawet pewności, czy przypadkiem nie jest ślepą uliczką. Analizuję na bieżąco raporty udostępniane online przez Polskie Sieci Energetyczne o zapotrzebowaniu i generacji energii elektrycznej w Polsce, gdzie dominują elektrownie cieplne, a saldo wymiany całkowitej to import. Wszystko jasne, daleko szukać nie musiałem.
Pańskim zdaniem unijna polityka klimatyczna spuści z tonu?
Na pewno co poniektórzy decydenci zaczną się zastanawiać i weryfikować politykę energetyczną, bo nie będą mieli innego wyjścia. Europa poza OZE i energią z atomu nie ma z czego produkować energii elektrycznej. Unia Europejska skazana jest na poszukiwanie nowych technologii energetycznych, alternatywnych paliw, sposobu magazynowania ogromnych ilości energii, a tymczasem potrzeby przemysłu rosną i rosnąć będą. Rosną też ceny energii, a przez to koszty produkcji, europejska gospodarka traci na konkurencyjności. Europejskie towary konkurują w świecie jakością, lecz konkurencja nie śpi i często jest tak, że czynnikiem decydującym staje się ich cena. Ja uczulam, że za niedługo Stany Zjednoczone zmienią swoją politykę, także w dziedzinie energetyki. Tamtejsza gospodarka ruszy ostro z kopyta. W Europie musimy się na taki scenariusz przygotować, postawić na redukcję kosztów produkcji.
Z tymi kosztami jest tak, że górnictwo może przez ich wzrost zamknąć się samo.
Owszem, istnieją takie obawy. Inwestycje w górnictwie są potrzebne, bez nich proces wygaszania kopalń będzie bardziej radykalny. Proces przygotowania do wydobycia to dziś ok. 1,5 roku. Trzeba go przygotować z wyprzedzeniem. Najgorszym scenariuszem byłby ten, w którym w okresie przejściowym musielibyśmy zasilać elektrownie węglem z importu.
A zatem ostrożnie z redukcjami w górnictwie. Czy tak?
Po pierwsze, należy usiąść do stołu rozmów ze stroną społeczną, rozmawiać w oparciu o liczby i fakty i zweryfikować niektóre zapisy umowy społecznej. Niektóre wymagają korekt. Raz się na tę umowę powołujemy, a innym razem nie. Tym samym zachodzi pytanie: czy zawarte w niej ustalenia konsekwentnie realizujemy? Ale i w tym przypadku są znaki zapytania.
No to w takim razie jeszcze jeden czarny scenariusz. Jest nim brak ludzi do pracy w kopalniach. I co wtedy?
Dzisiaj mamy do czynienia z pewnym paradoksem: pracowników zatrudnionych w sektorze jest sporo, mamy na wysokim technologicznym poziomie maszyny i urządzenia, a niską wydajność. W takiej sytuacji trzeba patrzeć przez pryzmat zarządzania kosztami. Nie wiem, czy ktoś zastanawia się nad przyczyną i wyciąga wnioski z tego stanu rzeczy. Pamiętam czasy ponad dwadzieścia lat temu, gdy na skutek restrukturyzacji odeszła duża grupa doświadczonych pracowników. Trzeba było w ich miejsce zatrudniać m.in. pracowników niewykwalifikowanych, ponieważ mieliśmy do czynienia z zawodową luką pokoleniową w górnictwie.
O tych faktach nie należy zapominać i wyciągać wnioski. Obecnie kształcenie na kierunkach stricte górniczych pada. W Politechnice Śląskiej robimy, co możemy, aby młodych ludzi skusić do studiowania na kierunkach przyszłościowych. Dziś górnik w wielu przypadkach jest tylko z nazwy, bo ludzie ci otrzymują bardzo dobre wykształcenie w kierunkach: informatyka, automatyka, elektronika, geologia inżynierska i geotechnika, cyfrowe górnictwo, inżynieria mineralna i ochrona środowiska, czy też rewitalizacja. Zdobywają bardzo szerokie kwalifikacje i umiejętności. Ale przyszły student obserwuje rzeczywistość i zadaje sobie pytanie: „a co będzie, jak mi za 5, 10 lat tę kopalnię zamkną?”. Dziś, poza wspomnianą umową społeczną, brakuje ostatecznej strategii działania w tym sektorze.
Jak należy w tym kontekście rozumieć bezpieczeństwo energetyczne kraju oraz zachodzącą transformację energetyczną?
Uważam, że dla bezpieczeństwa energetycznego kraju należy zweryfikować niektóre radykalne scenariusze. Transformację należy planować w sposób sprawiedliwy i solidarny jako ewolucję, nie rewolucję. Transformację energetyczną należy traktować jako fundamentalną zmianę w sposobie myślenia o produkcji, konsumpcji i zarządzaniu energią.
Jaki miks energetyczny dla bezpieczeństwa energetycznego Polski byłby optymalny?
W celu zachowania bezpieczeństwa energetycznego zasoby własne węgla w Polsce powinny być zabezpieczeniem dla stabilnej realizacji Polityki Energetycznej Polski, opartej na odnawialnych źródłach energii, a w przyszłości na energetyce jądrowej oraz źródłach pozyskanych z najnowszych technologii generacji niskoemisyjnych.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Nareszcie głos rozsądku! Transformacja to nie rewolucja to skok na szmal!