O kwestiach związanych z energetyką, emisją CO2 i konkurencyjnością gospodarki premier Donald Tusk mówił na konferencji prasowej podczas ubiegłotygodniowego szczytu Europejskiej Wspólnoty Politycznej w Budapeszcie.
– Nie dość, że Europa ma średnio energię droższą 2,5 razy – mniej więcej – niż Stany Zjednoczone, to my jesteśmy niestety w czołówce cen energii. Wszyscy bez wyjątku mówili: jak my możemy w ogóle gadać o konkurencyjności europejskiej, w tym polskiej gospodarki, jeśli będziemy mieli najdroższą energię w świecie, że to jest po prostu nierealizowalne – mówił Tusk (cytat za ISBnews).
– Długo myślałem, czy to powiedzieć tak wprost, ale powiem to wprost. Niektóre założenia dotyczące emisji CO2 rozbrajają europejską gospodarkę – wskazał premier.
I dodał: – Już przy tym stole w Budapeszcie właściwie wszyscy zaczęli mówić takim głosem, powiedziałbym, bardziej racjonalnym. Chcemy mieć tanią energię, chcemy konkurować z resztą świata. Chcemy mieć naprawdę konkurencyjną gospodarkę. Chcemy, żeby ludzie czuli się bezpiecznie także w Polsce, jeśli chodzi o ceny energii – to musimy budować taki system, który daje nam szansę na konkurencję, choćby ze Stanami Zjednoczonymi.
Wypowiedź premiera pozytywnie ocenia dr hab. inż. Stanisław Tokarski, ekspert w dziedzinie energetyki. Jak wskazuje, powinniśmy przyjąć, że tempo zmian miksu energetycznego może być trochę wolniejsze.
– Jeśli chodzi o kierunek wypowiedzi pana premiera, to absolutnie się z nim zgadzam. Widać w niej także echa raportu o konkurencyjności Mario Draghiego, który w jednym z priorytetów dotyczących dokończenia dekarbonizacji wskazał jako cel i pewne ostrzeżenia konieczność realizowania transformacji w takim tempie, aby nie zgubić tego, co najważniejsze, czyli konkurencyjności europejskiej gospodarki. Takie przesłanie przewija się też w wypowiedzi premiera Tuska. Dla naszej gospodarki, która przez lata była i wciąż w dużym stopniu jest uzależniona od węgla, ma to ogromne znaczenie. Dlatego powinniśmy przyjąć, że to tempo zmian miksu energetycznego i dostosowanie do tego całej gospodarki europejskiej może być trochę wolniejsze, bardziej przewidujące w odniesieniu do działań konkurentów globalnych. W tym kontekście aktualnie proponowane zmiany w Krajowym Planie w dziedzinie Energii i Klimatu wydają się brawurowe i w mojej opinii nie bardzo możliwe do realizacji – mówi dr hab. inż. Stanisław Tokarski.
Wysokie opłaty za emisję CO2, które sprawiają, że produkcja energii w blokach węglowych przestała być opłacalna, mogą już wkrótce doprowadzić do niedoborów energii w Polsce. Jak wynika z ujawnionych przez „Rzeczpospolitą” dokumentów Polskich Sieci Elektroenergetycznych, które trafiły do rządu – Polsce grożą duże problemy z dostawą mocy do produkcji energii elektrycznej już w 2026 r., a na początku lat 30. może nam brakować blisko 9,5 GW mocy w stabilnych elektrowniach. Aby tej groźby uniknąć, konieczne jest wydłużenie czasu działania przeznaczonych do zamknięcia jednostek węglowych.
– Obecnie mamy do czynienia z pewnym paradoksem w naszej energetyce, który polega na tym, że przybywa nam ogromnej ilości mocy w nowych źródłach, a jednocześnie brakuje mocy, która jest potrzebna w momencie, kiedy źródła zależne od pogody nie mogą pracować. Z technicznego punktu widzenia, gdy przyjąć perspektywę roku 2030, zakładając, że nie zostanie odstawiona istotna liczba starych węglowych bloków o mocy 200 oraz 360 MW, to deficyt mocy sterowalnej nie powinien nam grozić. Natomiast to perspektywa techniczna, bo od strony ekonomicznej wygląda to już niestety dużo gorzej. Chodzi o starsze bloki, które pracują na razie 2000 godzin rocznie, ale wkrótce ten wskaźnik spadnie do 1000, a potem do 500 godzin i mniej. To oznacza, że one na siebie nie zarabiają, bo są uruchamiane tylko jako rezerwa dla źródeł wiatrowych i fotowoltaicznych. Dlatego powinniśmy zbudować mechanizm finansowy pokrycia kosztów stałych, żeby te bloki mogły pozostać w rezerwie bilansowej systemu. Do rozważenia jest rozwiązanie wzorowane na mechanizmie interwencyjnej rezerwy zimnej, który był stosowany w latach 2012-2020. Polegał on na tym, że niezbędne dla systemu bloki, które nie zarabiały na siebie, zakontraktowane w ramach konkurencyjnej procedury, uzyskiwały przychody pokrywające koszty stałe i były uruchamiane przez Polskie Sieci Energetyczne na wypadek braku mocy w systemie. Dziś tego mechanizmu nie można wprost przełożyć na obecną sytuację, ale notyfikacja podobnej rezerwy bilansowej byłaby, moim zdaniem, możliwa. Te działania powinny być podjęte niezależnie od trwającego procesu wydłużenia aukcji na rynku mocy do 2028 r. Bez tego typu rozwiązania się nie obejdziemy, jeżeli chcemy mieć gwarancję stabilnych dostaw energii – argumentuje dr hab. inż. Stanisław Tokarski.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.