Krzysztof Jankowski, gdy był kilkunastoletnim chłopakiem, nie myślał o tym, że górskie eskapady dostarczą mu takich emocji. To wtedy, w czasie zwykłej wycieczki do Zakopanego, zaczął w nim kiełkować górski niepokój. Niepokój, który doprowadził go do zdobycia Korony Europy, czyli najwyższych szczytów Starego Kontynentu. Zajęło mu to prawie 13 lat. Jest drugim Polakiem, który tego dokonał.
Krzysztof Jankowski mieszka w Rybniku. Ma 44 lata i pracuje jako sztygar zmianowy w Konsorcjum Przedsiębiorstw Robót Górniczych i Budowy Szybów, obecnie przy pogłębianiu szybu II w ruchu Zofiówka kopalni Borynia-Zofiówka-Jastrzębie. Jego rodzina od pokoleń jest związana z górnictwem.
Wyspa w oceanie chmur
Jego pierwszy kontakt z górami miał miejsce w Zakopanem. To właśnie wtedy zaczęła się fascynacja górami.
- Pojechałem z mamą na wycieczkę zakładową. Obowiązkowe było odwiedzenie Morskiego Oka. Pogoda nie sprzyjała rozległym widokom, toteż przez większość trasy mogliśmy „podziwiać” jedynie najbliższe drzewa. W pewnym momencie jednak, gdy znudzony rzucałem kamienie do stawu, wiatr na chwilę rozwiał mgłę i wysoko w górze zobaczyłem rozświetlone zachodzącym słońcem szczyty. Wyglądało to jak samotna wyspa pośrodku mlecznego oceanu chmur. Widok ten zrobił na mnie tak niesamowite wrażenie, że czasami śni mi się do dzisiaj – wspomina z sentymentem.
Od podziwiania gór do wchodzenia na najwyższe szczyty wiedzie długa droga. Pierwsze – jak sam to określa - „świadome” wejście miało miejsce w Beskidzie Śląskim lub Żywieckim. Pierwszy dwutysięcznik na koncie Krzysztofa Jankowskiego to Szpiglasowy Wierch..
Obowiązki rodzinne spowodowały, że góry musiały pójść w odstawkę i została ścianka wspinaczkowa. Tam też pojawiła się propozycja pójścia w góry.
- Mój kolega, Krzysztof Kapes-Kowalski (pierwszy Polak, który zdobył Koronę Europy – red.) zaproponował mi wspólny wypad w góry. Z entuzjazmem przyjąłem propozycję. Myślałem, że wybieramy się w Tatry. Potem dowiedziałem się, że naszym celem będzie szczyt o niewymawialnej wtedy przeze mnie nazwie „Grossglockner”. Zamarłem z wrażenia – od razu wypad w wysokie Alpy? Nie wahałem się długo. Był 2004 r., Polska właśnie wstąpiła do Unii Europejskiej, świat stał dla nas otworem, dlaczego nie skorzystać? Tak więc najwyższy szczyt Austrii był moim pierwszym w drodze po Koronę Europy – opowiada rybniczanin.
Nie jesteśmy szpiegami
Na pierwszy z 46 szczytów tworzących Koronę Europy Krzysztof Jankowski wszedł w czerwcu 2004 r., a na ostatni - Hvannadalshnúkur na Islandii - w maju br. W czasie wypraw nie brakowało przygód.
- W górach Strandża w Turcji, w europejskiej części tego kraju, gdzie wznosi się szczyt Mahya Dağı, znajduje się baza NATO. Wstęp na wierzchołek jest zabroniony. Wiedzieliśmy o tym, ale i tak postanowiliśmy nań wejść, a w razie czego „rżnąć głupa”. Po przekroczeniu granicy bazy, po przejściu ok. 200 m, podjechały do nas dwa samochody. Wyskoczyło kilkunastu żołnierzy. Każdy z nich mierzył do nas z karabinu. Na szczęście, po dłuższej rozmowie z oficerem tureckim, zdołaliśmy mu wytłumaczyć, że nie jesteśmy żadnymi szpiegami. Na dowód pokazaliśmy biało-czerwoną flagę, którą zawsze wnosimy na szczyt. I dalej, już w eskorcie wojska, wjechaliśmy na sam wierzchołek – opowiada Jankowski, który zwraca również uwagę na ważne kwestie dotyczące planowania wypraw.
- Pierwsze, na co należy zwrócić uwagę, to trudność techniczna. Bez wątpienia najtrudniejszym szczytem pod tym względem jest szwajcarski Dufourspitze (4634 m n.p.m.). Położony w masywie Monte Rosa w Alpach Pennińskich wierzchołek wymaga użycia specjalistycznego sprzętu alpinistycznego, jak i umiejętności posługiwania się nim. Rzecz jasna, na takich wysokościach potrzebna jest już aklimatyzacja, a i tak ostatnie słowo należy do pogody. Dość powiedzieć, że udało mi się na niego wejść dopiero za trzecim podejściem. Drugim rodzajem trudności jest logistyka. Pod tym względem za najtrudniejszy mogę uznać najwyższy szczyt Rosji w części europejskiej, czyli Narodnają. Góra wysokości naszego Giewontu, lecz położona na Uralu Subpolarnym, ok. 100 km od najbliższych siedlisk ludzkich. Żeby dostać się w jej pobliże, trzeba otrzymać wizę rosyjską, spędzić w pociągach trzy doby, zameldować się w komisariacie milicji w najbliższym mieście, wynająć pojazd zdolny przebyć 80 km bezdroży i na końcu pokonać „z buta” ponad 20 km w jedną stronę górskim terenem, w którym nie ma żadnych szlaków – wyjaśnia.
Przyznaje, że niektóre ze szczytów zdobywa się wręcz w sposób turystyczny w weekend. Wystarczy śpiwór, samochód i to wszystko.
- Tu mogę wymienić Signal de Botrange w Belgii, czy Aukštojas na Litwie. Takich „szczytów” o wysokości poniżej 500 m n.p.m. jest w Koronie aż dziewięć. Natomiast wyjazdy w góry wysokie, czy też dalekie, wymagają wcześniejszych przygotowań i planowania. Ważna jest dobra kondycja – na taki Mont Blanc nie wejdzie pierwszy lepszy gość z ulicy, bo choć szczyt technicznie trudny nie jest, to te 4 kilometry w pionie jakoś trzeba pokonać, a należy pamiętać, że na wierzchołku jesteśmy dopiero w połowie drogi – stwierdza..
W garażu mogło stać nowe auto
Górskie wyprawy to czasami tygodnie poza domem. Jak zatem na pasję Krzysztofa Jankowskiego reagują jego bliscy i współpracownicy?
- Niestety żona i syn nie połknęli bakcyla gór. Żona, jak każda kobieta, kiedyś próbowała mnie naprostować do swoich oczekiwań i wyobrażeń. Jednak zorientowawszy się, że z gór nie zrezygnuję, machnęła ręką. Tylko z rzadka wypomina mi, jakie to nowe auto stałoby w naszym garażu, gdyby nie moje wyjazdy. Wiem, że mimo wszystko jest ze mnie dumna. Syn natomiast, choć był wraz ze mną na 11 szczytach Korony, również nie podziela moich zainteresowań. W pracy wiedzą o mojej pasji. Doceniają osiągnięcia, a niektórzy byli nawet na niektórych wyprawach – opowiada sztygar zmianowy z KPRGiBSz.
Górskie eskapady to pieniądze. Niestety, jak zauważa Krzysztof Jankowski, Korona Europy to mniej medialny projekt niż Korona Ziemi i dlatego trudno było pozyskać sponsorów.
- Moja firma pomogła mi jakiś czas temu w zakupie sprzętu. Muszę jednak przyznać, że mam satysfakcję – trochę gorzką – że Koronę Europy zdobyłem za swoje i na swoich warunkach – mówi wprost.
W 2017 roku Krzysztof Jankowski zrealizował swój cel. Deklaruje, że to jeszcze nie koniec z górskimi podróżami. W planach jest bowiem wypad poza europejskie „podwórko”.
- Na początek Jebel Toubkal w północnoafrykańskich górach Atlas. Nieśmiało planujemy też z przyjaciółmi przekroczyć granicę 7 tys. metrów na jednym ze szczytów azjatyckiego Pamiru. Jakiś czas temu zacząłem realizować plan zdobycia Korony Gór Polski. Jednak, żeby nie było zbyt łatwo, na szczyty wchodzimy zimą, koniecznie z nocnym biwakiem na wierzchołku. I może w końcu znajdę czas na napisanie książki – wyjawia.
Więcej o wyprawach Krzysztofa Jankowskiego można znaleźć na Facebooku: https://www.facebook.com/zdobyckoroneeuropy
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
:)