Główne indeksy europejskich giełd świeciły we wtorek (25 sierpnia) przed południem na zielono, po tym jak dzień wcześniej na rynkach zapanowała panika w związku z obawami o kondycję chińskiej gospodarki. Warszawski indeks WIG20 rósł po godz. 10 o ponad 1 proc.
Analityk Domu Maklerskiego mBanku Szymon Zajkowski zwrócił uwagę, że sytuacja na azjatyckich parkietach wyglądała podczas wtorkowej sesji niewiele lepiej niż w poniedziałek.
- Indeks Szanghaj Composite sesję zakończył ponad 7 proc. pod kreską, spore spadki dominowały również w Hong Kongu i Tokio. Lepiej wygląda sytuacja w Europie, gdzie główne indeksy notowania rozpoczęły od niespełna 2- proc. wzrostów. Ustabilizowały się również notowania surowców i walut.
Po godz. 10 francuski CAC40 zyskiwał ponad 3 proc., a niemiecki DAX niemal 2,5 proc.
Zajkowski zaznaczył jednak, że na razie jest za wcześnie by mówić, że to już koniec wyprzedaży.
- Dlatego też, presja na dalsze spadki cen ropy oraz osłabienie złotego i dolara amerykańskiego pozostaje utrzymana.
Główny ekonomista BIZ Banku Ignacy Morawski przypomniał, że w poniedziałek panika na rynkach finansowych przybrała pokaźne rozmiary, co było efektem załamania zaufania do zdolności chińskich władz do stabilizowania rynku finansowego i gospodarki.
- W zależności od aktywów, skala wahań cen była wczoraj najwyższa od lata 2011 r., kiedy strefa euro wchodziła w recesję, lub od zimy 2009 r., kiedy w recesji był cały świat. Trudno znaleźć jednoznaczną przyczynę wczorajszej paniki, jak zwykle w takich przypadkach nawarstwiło się wiele mniejszych sygnałów. Kroplą, która przelała czarę, był prawdopodobnie weekendowy brak reakcji chińskich władz monetarnych na załamanie giełdowe, który spotęgował wrażenie, że dotychczas postrzegany jako wszechwładny nad gospodarką rząd w Pekinie "jest nagi".
W jego ocenie kluczowe pytanie, które wisi obecnie nad rynkami finansowymi i globalną gospodarką, dotyczy tego, jaka będzie skala spowolnienia gospodarczego w Chinach. Wskazał, że spowolnienie to może bowiem na wiele sposobów wpłynąć na globalną gospodarkę, m.in. poprzez niższy popyt na import, co uderzy w eksporterów w wielu krajach. Ponadto zwiększa ryzyko radykalnej dewaluacji chińskiej waluty, która spotęgowałaby negatywny impuls handlowy, a także była mocnym impulsem deflacyjnym dla świata.
- Dopóki spowolnienie w Chinach będzie relatywnie łagodne, ze wzrostem PKB spadającym z ok. 7 do ok. 4-5 proc., dopóty perspektywy rozwojowe dla krajów rozwiniętych (w tym Polski) nie powinny ulec istotnej zmianie. Negatywne impulsy handlowe będą amortyzowane przez pozytywny impuls ze strony niższych cen surowców i łagodniejszej polityki pieniężnej. Jeżeli jednak Chiny wejdą w recesję, wówczas spowolnienie może być wyraźnie odczuwalne na całym świecie.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.