W różnych częściach świata, ale dokładnie o 20.30 w sobotę (28 marca) w ramach "Godziny dla Ziemi" na 60 min. zgasną światła. Akcja ma przypominać, że możemy aktywnie włączyć się w ochronę przyrody i klimatu. W Polsce ma wskazywać na problem zagrożonego wyginięciem morświna.
"Godzina dla Ziemi" organizowana jest przez ekologów z WWF. Pierwszy raz światła zgasły w Sydney w 2007 roku. Od tego czasu coraz więcej osób, firm, samorządów, instytucji publicznych i miast przyłącza się do tej inicjatywy. Na całym świecie gaszone są iluminacje, czy oświetlenie charakterystycznych budynków. Ekolodzy informują, że w zeszłym roku światła "zgasły" w 162 państwach i w ponad 7 tys. miast.
Zgonie z informacją stołecznego magistratu w sobotę iluminacje zgasną na murach obronnych Starego Miasta czy przeprawach nad Wisłą. "Zgaśnie" też fasada Pałacu Kultury i Nauki od 6 piętra wzwyż. Iluminacje mają być też wyłączone na katowickim Spodku, w krakowskich Sukiennicach i Kościele Mariackim.
Do akcji tradycyjnie włącza się też administracja publiczna. Światła gasnąć będą w urzędach jak i też w części ministerstw m.in. środowiska czy infrastruktury i rozwoju.
Jak wyjaśnił w rozmowie z PAP rzecznik WWF Paweł Średziński w tym roku w Polsce "Godzina dla Ziemi" przybrała nowy kształt "Godziny dla Morświna". Ekolodzy wskazują, że ten sympatyczny kuzyn delfina, który żyje w Bałtyku jest krytycznie zagrożony wyginięciem. Pod koniec zeszłego roku liczbę tych ssaków oszacowano na 450 sztuk.
Średziński dodał, że w ramach akcji oprócz tradycyjnego już gaszenia świateł można podpisać specjalny apel na stronie godzinadlaziemi.pl. Wyjaśnił, że apel skierowany jest do resortu środowiska, by podjął działania na rzecz ochrony tych ssaków w Bałtyku. Podkreślił, że taki program przygotowany m.in. we współpracy z WWF od dwóch lat znajduje się w ministerstwie.
Rzecznik WWF poinformował, że podpisy będą zbierane do końca marca. Do tej pory apel podpisało już ponad 40 tys. osób.
- Morświn to nasze wspólne dobro, gatunek który wskazuje jak papierek lakmusowy jaki jest stan Bałtyku. Dzięki niemu wiemy, że nie jest z nim do końca dobrze.
Średziński wyjaśnił, że głównymi zagrożeniami dla tych ssaków są: przyłów (przypadkowe plątanie się w sieci), hałas oraz zanieczyszczenie środowiska.
W programie ochrony ekolodzy proponują m.in. raportowanie o przyłowie, a także jeśli jest to możliwe montowanie akustycznych odstraszaczy, tak by morświny omijały sieci. Posługując się echolokacją po prostu ich nie widzą. Zdaniem aktywistów powinno też się zacząć poszukiwać nowych narzędzi połowowych tak by ograniczyć zjawisko przyłowu.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Super, terroryści będą nam dyktować, co mamy robić.
Czemu Obrońcy natury nie czepią się zachodnich koncernów motoryzacyjnych, lotniczych? Ile ich maszyny wydzielają CO2? A gdzie firmy i koncerny organizujące rajdy Dakar, F1 i inne palenie gum? To im pasuje bo zachodnie koncerny na tym kasę trzepią, bo my płacimy za te zużyte paliwo, opony i auta, a garstka ludzi się bawi naszym kosztem! Ale to ZACHÓD tak każe, także trzeba ujajić nasz polski przemysł żeby nie był konkurencyjny dla zACHODNIEGO! Ludzie pobutka! Walą Nas Polaków w D PSKO!