Koszt produkcji węgla w Kompanii Węglowej jest od 10-12 proc. niższy niż średni koszt w branży. Spółka będzie nadal dążyć do obniżenia tego wskaźnika.
- Na tle sektora koszty Kompanii Węglowej wyglądają dobrze - oceniła podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego prezes spółki Joanna Strzelec-Łobodzińska.
Prezes zadeklarowała także, że Kompania Węglowa zoptymalizuje swoje koszty produkcji o ponad 5 proc., czyli o wyższy wskaźnik, niż został "zadany" przez ministra gospodarki. Przyznała także, że koszty polskich kopalń są wysokie, ale na tle np. górnictwa australijskiego, funkcjonującego w zupełnie innych warunkach.
Joanna Strzelec-Łobodzińska poinformowała także, że w kopalniach spółki przeprowadzana jest racjonalizacja kosztowa. Przeprowadzana jest optymalizacja procesu wydobycia oraz optymalizacja organizacyjna.
- To nie jest prosta operacja, bo mam wrażenie, że proste rezerwy się skończyły.
Zauważyła także, że średni koszt na tonie węgla relatywnie łatwo można zmniejszyć poprzez zwiększenie wydobycia. Problemem jest jednak wówczas nadprodukcja węgla.
Szefowa Kompanii Węglowej odniosła się także do obciążeń podatkowych nakładanych na górnictwo.
- Sądzę że z punktu widzenia interesów branży regulatorzy powinni mieć na uwadze granice efektywnego opodatkowania. Przy około 11 mld przychodów ze sprzedaży 4 mld płacimy w rożnego typu podatkach i obciążeniach. To zdecydowanie ogromna kwota - dzieliła się refleksją prezes.
Mówiąc o udziale kosztów związanych z zatrudnieniem w strukturze kosztów wydobycia prezes stwierdziła, iż problemem jest nie tyle wysoki poziom tych kosztów, co raczej brak możliwości ich regulowania w zależności od zapotrzebowania rynkowego na węgiel.
- Nie mamy zamiaru likwidować kopalń, oczywiście poza tymi, które sczepią złoże i w sposób bardzo realny wyczerpią ekonomiczną szanse swojego działania - zadeklarowała także prezes.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
a co z birowcami?? może tam poszukać oszczędności...na dole ludzi do roboty brakuje, a w biurowcach nadkomplety...dodatkowo prowadzeni jako dołowcy i codziennie gonią odbijać dyskietkę a dół widzą raz na pół roku...może tam pani prezes ukróci naciąganie firmy na kasę za bezprawne "wirtualne" zjazdy...za fizycznych się biorą i redukują ale za umysłowców nie. Posadki się grzeją..rylik pełna racja co napisałeś
Jedna etatowa z przetargów bierze 80 tyś.odprawy i odchodzi i na jej miejsce zatrudniają dwie fizyczne z przeróbki. Takie sztuczki to tylko w M.
Jak to redukcja kosztów? To już nie będą siedziały po dwie osoby w radiowęzłach?
Cięcie kosztów OK - rozumiem ale nie kosztem załogi. Niestety brakuje na kopalniach rąk do pracy. Na moim oddziele (wentylacja) pracowało kiedyś 120 osób, wiadomo, że kopalnia była większa itp ale teraz pracuje 70 osób z czego 17 odchodzi do połowy roku na emeryturę. Brakuje wykwalifikowanych metaniarzy, pomiarowców, murarzy. Sytuacja taka grozi katastrofą bo zakres robót się nie zmienił, natomiast stan oddziału bardzo się uszczuplił. Do tego dochodzi pośpiech bo coś co kiedyś 4 ludziom zajmowało dwa dni, dziś dwie osoby muszą zrobić w jeden. Dochodzi do łamania przepisów, wypadków, z racji na brak rąk do pracy, nagonkę i pośpiech. Nie tędy droga. Zwalniać ludzi z biurowca. Połowa biurowca widnieje jako pracownicy dołowi. Biegają tylko rano odbić dyskietkę na zjeździe a po zmianie na wyjeździe, proceder ten trwa od lat, wszyscy wiedzą ale ręka rękę myje. W biurowcu ludzie się nudza, czytają gazety, przeglądają internet, a kierownikom oddziałów każe się robić zapotrzebowania materiałowe rok do przodu, każe się wprowadzać dniówki do systemów i inne sprawy biurokratyczne. Nie wiem co to będzie ale jeszcze kilka miesięcy i mój oddział po prostu się rozpadnie.