Rozmowa z Michałem Gawłem, kombajnistą w kopalni Ziemowit.
Spoglądając na - myślę, że pozwolisz mi na tę familiarność - Ciebie, nie mogę powstrzymać się od pytania o wiek.
Mam 23 lata, za kilka miesięcy skończę 24.
W tę metrykę zaglądam nieprzypadkowo. Niedawno przysłuchiwałem się - szumnie zwanej - oksfordzkiej debacie śląskich licealistów. Niektórzy zapytani o pierwsze skojarzenie ze słowem "górnik", odpowiedzieli: "ryl", "kret", "człowiek prymitywny". Czujesz się człowiekiem ograniczonym?
Nie. Proszę mnie jednak nie namawiać na komentowanie wygórowanej próżności lub zwyczajnej głupoty. Wiem jedno: z autorami tych skojarzeń na pewno nie spotkam się w pośredniaku. Właśnie z myślą o pewnej, stabilnej pracy wybrałem technikum górnicze i kopalnię Ziemowit. To był mój - poza opowieściami wujków - przez nikogo nie inspirowany wybór. Z prawie czteroletniej perspektywy pracy uważam, że był trafny.
W Ziemowicie szybko się, widać, awansuje. Toż uprawnienia kombajnisty oznaczają wejście do górniczej elity.
Tuż po uzyskaniu dyplomu technika zaczynałem od górnika. Przełożeni, po trosze też koledzy, widać, uznali, że nieźle sobie radzę, stąd skierowanie na kurs kombajnistów. Zdałem egzamin i od kilku miesięcy obsługuję taką nasyconą elektroniką maszynę.
Wartą?
Nie wiem dokładnie ile kosztuje sam kombajn, ale całe wyposażenie ściany - prawdziwego giganta - mniej więcej 400 milionów złotych.
Giganta?
Ponad 4 metry miąższości, około 200 metrów długości i blisko 2 kilometry wybiegu. 10-12 tysięcy ton węgla na dobę, a zdarzało się, że i 16. Można poczuć satysfakcję.
Przy wypłacie też?
Owszem.
Za przebieganie - tak przynajmniej wygląda to dla niezorientowanego obserwatora - palcami po panelu sterowania?
Być może tak z zewnątrz to wygląda. Dobrze, kiedy wszystko idzie gładko i wystarczy operować samymi przyciskami. Ale bywa, że i kombajnista musi się naharować. Ot, tryśnie piaskowcem, pojawią się nieprzewidziane zaburzenia pokładu, zetrze noże... Nowe do wymiany trzeba przywlec ze składu na plecach. Nielekkie brzemię, jeden człowiek nie uniesie. Kiedy kombajnista dobrze, prosto wytnie, to ściana idzie sama. Kiedy tnie nierówno, to zaraz robi się maras i chłopaki się narobią. No i zje...ą młodego. Naturalny odruch, bo na co dzień atmosfera w zespole jest w porządku.
Prostego prowadzenia ściany "bez marasu" pewnie trudno się nauczyć tylko z książek.
Oczywiście. Dlatego nie bez powodu wspomniałem o życzliwej atmosferze w oddziale. Kurs, egzamin to jedno, a bezcenna jest też dobra rada doświadczonego kombajnisty. Dla mnie takim mistrzem jest Marek Sołtys. On mnie uczył, pokazał, co trzeba. Zresztą wszyscy musimy się dobrze rozumieć, zmiana po zmianie przekazując kombajn jeden drugiemu.
Co jeszcze pasjonuje młodego kombajnistę?
Hokej, piłka nożna, motor...
Czy po zawodowej nie zanosi się na kolejny krok w życiowej już stabilizacji?
Ślub planujemy za kilka miesięcy.
fot.: andrzej maj/kwk ziemowit
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.