Pracują na różnych odcinkach górniczego frontu. Walczą z zagrożeniami naturalnymi, otamowują zagrożone wyrobiska, prowadzą szkolenia specjalistyczne, a w razie wypadku ruszają na pomoc, ratować ludzkie życie i zdrowie. Do zawodu ratownika górniczego chętnych nigdy nie brakowało. Nie każdy jednak jest w stanie sprostać warunkom naboru.
– Szybciej, panowie, wychodzimy z chodnika, wykonujemy kontrolę aparatów i dalej. Kolejny zastęp, zakładamy aparaty i rozpoczynamy ćwiczenia. Zadanie jest proste: spenetrowanie wyrobisk, zlokalizowanie poszkodowanego, udzielenie mu pomocy i tą samą drogą wytransportowanie. Wszystko jasne? No to ruszajcie! – ponagla kolegów Grzegorz Kaleja, mechanik sprzętu ratowniczego, zastępowy zastępu kopalnianej stacji ratownictwa kopalni Bobrek-Piekary, zdobywającego najwyższe miejsca w krajowych i międzynarodowych zawodach ratowniczych.
To tylko ćwiczenia
To tylko ćwiczenia, ale trwające kilka godzin czołganie się przez chodnik imitujący niskie wyrobisko wyciska z ratowników siódme poty. Przejście przez nie w zadymieniu, w założonej na twarz masce i z aparatem na plecach, zlokalizowanie poszkodowanego, ułożenie go na noszach, a następnie transportowanie przez kilkaset metrów wymaga sprawności, siły i niemałej kondycji. Zwłaszcza że waga poszkodowanego rzadko kiedy jest poniżej 80 kg. Nie jest łatwo nawet samemu pokonać dystans dwustu metrów w pełnym, dwudziestokilowym rynsztunku, kasku ochronnym i z maską na twarzy. Dochodzi do tego sprzęt techniczny, czyli kolejne 60 kg. Trzeba obowiązkowo zabrać go ze sobą na dół, a po akcji odstawić na powierzchnię. Bez regularnych ćwiczeń zadania te są po prostu nie do wykonania.
Dlatego każdy zakład górniczy musi posiadać własną stację ratownictwa górniczego i komorę ćwiczeń. Ćwiczone są w niej elementy pracy w aparatach, penetracji wyrobiska, używanie sprzętu pneumatycznego i hydraulicznego oraz utrzymywanie kontaktu z bazą i udzielanie pierwszej pomocy przedmedycznej. Wszystko tak, jak w przypadku prawdziwej akcji ratowniczej. Na tym się jednak nie kończy. Trzeba wykazać się umiejętnością obsługi sprzętu ochrony osobistej.
– Im więcej takich treningów, tym wszystko idzie lepiej i szybciej. W programie mamy dziś omawianie roli sprzętu technicznego w akcji, przypomnienie wiadomości z zakresu aparatów ratowniczych, kamer termowizyjnych, przenośnych wykrywaczy wielogazowych, sprzętu komunikacyjnego, medycznego i pomiarowego. To utrwala wiedzę praktyczną i teoretyczną. Tu jest czas, żeby pomyśleć. Gdy rozlegnie się alarm, wszystko dzieje się błyskawicznie. Biegnie się do klatki, potem na miejsce zdarzenia. I też ważna jest umiejętność komunikacji. Oni uciekają z miejsca zagrożenia, a my tam musimy się dostać. Ważne jest, aby z kimś porozmawiać o tym, co widział na miejscu, jaka jest sytuacja. To pomaga, bo w drodze już ustalamy, jakie działania trzeba będzie wdrożyć. Im więcej takich treningów, tym wszystko idzie lepiej i szybciej – tłumaczy Kaleja.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM.
Szczegóły: nettg.pl/premium
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Ratowniki to ino na CSRG reszta to kopalniane celebryty chodzace po marketach w polarach z krzyzem maltanskim.
I jeszcze te chroniczne zbijanie tętna na badaniach lekami Róbcie badania krwi po testach wysiłkowych. Większość by odpadła.
Brednie Większość ratowników to lebry z dozoru Tylko nieliczni mogą o sobie powiedzieć ratownik górniczy.