Rozmowa z Tadeuszem Kościelnum, emerytowanym ślusarzem kopalni Piast
Mamy piątek, 28 października, kilka minut po dwunastej. Ostatni wyjazd z dołu, po raz ostatni odbita dyskietka, za chwilę zda Pan lampę i zdejmie hełm, dołowy drelich i buty. Żal?
Trochę jakoś głupio. Było nie było, człowiekowi zleciało 25 lat dołu. Szmat czasu. W Czeczocie, potem w Piaście.
Żal?
Chłop nie powinien się rozklejać, ale kto wie, czy kiedy przyjdzie się żegnać z kierownikiem, z kolegami, nie ściśnie gardła i łza nie stanie w oku.
Bronił się Pan przed tą chwilą?
Specjalnie się do tej emerytury nie paliłem, ale też się przed nią nie broniłem. Ot, zwykła kolej rzeczy.
Patronka strzegła przez te 25 lat?
Dzięki Bogu. Jedno lekkie złamanie. To wszystko.
A dlaczego głupio?
Ten ostatni wyjazd nie spadł przecież na mnie znienacka, a już od jakiegoś czasu spać w nocy nie szło. Jutro budzik nie zadzwoni. Czegoś będzie brakowało.
Toż na ostatniej dniówce nie kończy się życie.
Pewnie. Za coś trzeba się będzie wziąć. Jak się człowiek zatrzyma, to, jak to mówią, szybko umrze.
Już domownicy zadbają, żeby się Pan nie nudził.
Żona. Córka i syn są już na swoim.
Syn też pracuje w kopalni?
Nie, tylko zięć.
Będzie więc Pan miał z kim "pofedrować" przy barbórkowym obiedzie.
Są jeszcze koledzy. Częściej będę teraz mógł zaglądać do klubu, gdzie grywamy w skata.
Bierunianin?
Tak, mamy domek w Bieruniu z prawie stuarowym ogródkiem.
Ho, ho, ładny mi ogródek!
Wydzieli się działki, da dzieciom, ale trochę jeszcze zostanie, żeby mieć przy czym grzebać.
Zieleniak na Panu nie zarobi?
Nie bardzo. Mamy własne warzywa, trochę kwiatów, no i sporo drzewek owocowych. Jest przy tym troszeczkę krzątaniny.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.