Jest coś niezwykłego w wypowiadanych szczerze przepowiedniach. Jedną z nich tuż przed tym potopem podzielił się uczestnik senackiej Komisji Środowiska, kiedy podano mu za wzór Instytut Meterologii i Gospodarki Wodnej. Odpowiedział on, że jest to instytucja niesprawna i nie potrafi przewidzieć katastrofalnych opadów, co jest jej obowiązkiem. I z tego powodu nie może być ona żadnym dla nikogo wzorem.
Tak też stało się w Bogatyni i w całym Worku Turoszowskim. Pokazana kilka dni temu przez Jarosława Kreta w TVP1 mapa prognozowanych opadów obejmowała największe ich nasilenie w pasie Wisły, potem na zachód do Wrocławia, średnie i minimalne w rejonie Bogatyni.
Dlatego w pełni uzasadnione były słowa burmistrza tego miasta, że „…nikt nas nie ostrzegł. Dowiedzieliśmy się na ulicy, byliśmy sami skazani na siebie.”
Powódź dotknęła też cały system energetyczny w skali krajowej powodując zatopienie kopalni węgla brunatnego „Turów” i ograniczenie do minimum mocy jednej z największych elektrowni w Polsce.
Worek Turoszowski
Jest enklawą wpuszczoną w terytorium czeskie. Obszar ten przyznany został Polsce na konferencji w Poczdamie w 1945 roku. Uzasadnieniem był pierwotny przebieg granicy austriacko–pruskiej poprowadzonej po okolicznych wzgórzach. Nie są to jednak tylko łagodne wzniesienia. Różnica poziomów pomiędzy ich szczytami, a dnem doliny dochodzi do 400 metrów na krótkim kilku kilometrowym odcinku.
Jest to kotlina nie tylko długa, ale też i bardzo „głęboka”. Jej workowaty i wydłużony kształt jest charakterystyczny dla dolnośląskich kotlin sudeckich, takich jak jeleniogórska, czy też kłodzka.
W podstawie liczy on sobie tutaj ok. 12 km, plus w szczycie ok. 5 km szerokości. Jego wysokość wynosi ok. 20 km. Cała jego powierzchnia liczy sobie ok. 200 km kwadratowych.
Ocenia się, że opady w tym rejonie w ciągu kilku godzin wyniosły ok. 100 litrów wody na metr kwadratowy. Daje to kolosalne ilości wody ok. 100 tys. metrów sześciennych na jeden kilometr kwadratowy. W całej kotlinie wynosi to ok. 20 milionów metrów sześciennych.
Suche obliczenia mogą być przesadne, ale nawet połowa, czy też ćwierć tej ilości to istny potop na tak małej przestrzeni.
Zalana kopalnia węgla brunatnego
Przy tej skali opadów kopalnię, która znajduje się na dnie kotliny, nic nie mogło uratować. Żadne, nawet najbardziej wydajne pompy nic nie miały tu do roboty.
Wypompowywana woda z kopalni była odprowadzana do rzeki Nysy i do okolicznych cieków, które właśnie zagrażały jej zatopieniem.
Zatopienie kopalni powoduje konieczność nie tylko wypompowania z niej wody, co nastąpi zapewne w ciągu najbliższych kilku dni. To przede wszystkim utrata i remont ciężkiego sprzętu, w postaci koparek, taśmociągów i zwałowarek.
Każda z tych maszyn to tysiące ton wagi. Ich powtórne uruchomienie to remont w skali fabryki, który musi potrwać tygodniami, jeżeli nie miesiącami.
Przepływająca obok kopalni rzeka Miedzianka w wyniku tych katastrofalnych opadów zmieniła swój bieg i wlała swoje wody do odkrywki. Wszystko to wskazuje na bardzo ciężką sytuację zarówno dla samej kopalni jak i elektrowni.
Zbiornik Niedów
Należący do Elektrowni „Turów” zbiornik „Niedów” położony jest na rzece Witka w górnym szczytowym punkcie wspomnianego trójkąta, jakim jest „Worek Turoszowski”. Jego położenie nie zagraża, ani kopalni, ani też Bogatyni, tylko niżej położonej miejscowości Radomierzyce i 10 km dalej położonemu Zgorzelcowi.
Rzeka Witka wpada do Nysy Łużyckiej, nad którą położone są wspomniane miejscowości. Sam zbiornik posiada długość ok. 3,5 km, średnia szerokość ok. 0,5 km i głębokość ok. 2-3 m. Daje to łącznie ok. 4-5 milionów metrów sześciennych wody.
W wyniku intensywnych opadów zapora tego zbiornika została rozmyta, a miliony metrów sześciennych wody runęły do Nysy Łużyckiej.
Pokazywany w TVN24 rozmyty wał tej zapory woła o pomstę do nieba. Widoczne obsypujące się do wody zwały czystego piasku uformowanego w kilkumetrowej wysokości pryzmę, musiały być przy każdym podobnym wezbraniu rozmyte!
Po prostu piasek nie jest najlepszym tworzywem dla tego rodzaju zapór. Jest to materiał dobrze przepuszczający wodę i łatwo ulegający destrukcji i wymywaniu. Być może, że pół wieku temu był to tylko przedsięwzięcie prowizorycznie wykonane, dla dotrzymania kolejnego etapu oddania do użytku elektrowni w dniu kolejnej rocznicy 22 lipca.
Ponieważ prowizorka ta się sprawdziła, postanowiono ją zaakceptować jako rozwiązanie trwałe. Póki nic się nie działo spełniała ona swoją rolę. Teraz jednak, kiedy doszło do ekstremalnych opadów została ona rozmyta jak dziecinna konstrukcja zamków z pisaku.
Miliony metrów sześciennych wody, które z niego spłynęły to i tak w porównaniu do wielkości opadu w niżej położonej Bogatyni zaledwie tylko połowa, lub jeszcze mniej powodziowej wody.
Wobec tej hydrotechnicznej prowizorki, warto zapytać, czy ktoś się w ogóle w Polsce interesuje bezpieczeństwem tego rodzaju obiektów? Jeżeli tak to, kiedy były tu odpowiednie kontrole i jakie wydano w tej sprawie zarządzenia? Nie są to pytania tyko retoryczne, bo prawdopodobnie obiektów takich na terenie kraju jest znacznie więcej, a ich zaskakujące awarie mogą mieć podobnie tragiczne skutki.
Sudeckie kotliny
Kotlina Kłodzka szczególnie z roku na rok była doświadczana kolejnymi podwoziami. Indagowane w tej sprawie władze wojewódzkie odpowiadały niezmiennie, że nie ma pieniędzy na zabezpieczenie przeciwpowodziowe tych kotlin górskich. Dając do zrozumienia, że nigdy ich nie będzie.
Priorytetem dla nich są wielkie miasta w rodzaju Wrocławia, Legnicy i Wałbrzycha, reszta musi sama zadbać o swoje bezpieczeństwo.
Opinię tę podczas ostatniej powodzi potwierdził swoim autorytetem sam premier RP, wskazując jako winnych braku zbiorników przeciwpowodziowych na sołtysów, burmistrzów i starostów.
Powszechnie jednak wiadomo, że wymagają one miliardowych nakładów, czemu może podołać tylko inwestycja centralna.
Widocznym znakiem tego rodzaju polityki jest opuszczony i zaniedbany poniemiecki zbiornik przeciwpowodziowy w rejonie Piechowice-Sobieszów w dnie Kotliny Jeleniogórskiej.
Bez programu ratowania poszczególnych kotlin sudeckich nic się tutaj nie zmieni.
Program przeciwpowodziowy
Ten program nie może być jednak tylko na papierze. Jego realizacja pochłonie miliardy złotych. Kasa państwowa jest pusta i nie wiadomo skąd wziąć pieniądze na nasze bezpieczeństwo, również to przeciwpowodziowe.
Myślę, że nowo wybrany prezydent RP, władze centralne i samorządowe nie będą się uchylać od odpowiedzialności za zaistniały potop w Worku Turoszowskim.
Mam też nadzieję, że nie będą one szukać odpowiedzialności w nieokreślonych „żywiołach natury” oraz w „wydarzeniach losowych” itp. określeniach, które nic nie mówią i pozwalają nadal nic nie robić w tej sprawie. Tu można się podzielić smutną refleksją, że najbardziej męczące jest właśnie nicnierobienie.
Tak dalej w sprawach przeciwpowodziowych być nie może. Pieniądze na to muszą się znaleźć. Można zapytać skąd je wziąć? Odpowiadam, że osoby obejmujące wysokie urzędy państwowe i wszelkie inne po to są właśnie wybrane i ustanowione, na swoje zresztą własne życzenie, aby wiedziały skąd bierze się pieniądze na tego rodzaju niezbędne inwestycje.
Tym bardziej, że wydarzenia w Bogatyni, KWB „Turów” i w Zgorzelcu są kolejnym ostrzeżeniem, że jeżeli nie potraktuje się tych spraw poważnie, to może być już tylko gorzej.
Czytaj: Felietony Adama Maksymowicza
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Spotkanie się odbyło. Krótkie streszczenie jest na wszystkich portalach regionu legnicko-lubińskiego i na portalu węglowym rzeczpospolitej. Było to spotkanie robocze przed docelowym w Zielonej Górze. No niestety - żywcem brunatna branża regionu nie weźmie.
Informacja jest spóźniona, bo odcztałem ją dopiero wieczorem, kiedy już było po wszystkim. Jednakże i tak bez konkretnego zaproszenia nie wziąłbym udziału w organizowanej imprezie. Ze względu na moją długoletnią pracę w KGHM w Lubinie mój adres jest wielu osobom tam dobrze znany i łatwy do uzyskania. Jeżeli oranizatorom zależy na mediach i informacji na temat ich prac to zawsze jestem do ich dyspozycji. Tyle tyko, że ze względów organizacyjnych proszę o zaproszenie formalne. Wiem, że nieproszony gość jest gorszy od przysłowiowego Tatarzyna Pozdrawiam.
Spotkanie jak się dzisiaj dowiedziałem jest w takim bardziej zamkniętym gronie członków komitetu Stop Odkrywce - czyli głównie Wójtowie Gmin oraz organizacje ekologiczne. O 13 przewidywana jest konferencja prasowa z CK Muza z Lubina.
(ciąg dalszy). Mając na uwadze naszą, że tak powiem znajomość, będę wdzięczny za przesyłane mi stanowiska i poglądy na ten temat, z których skorzystam do napisania tekstu. Jeżeli będzie to Panu odpowiadało, to bardzo na to liczę. Wiadomość zamieścić proszę zawsze pod ostatnim moim tekstem na tych stronach. Pozdrawiam.
Nistety, nie jestem w stanie nawiazać kontaktów ze środowiskiem do którego nie jestem proszony. Owszem jestem chetny, ale ta chęć musi byc obustronna, a nie tylko z mojej strony. W przeciwnym wypadku czekają mnie przykrości, których wolałbym uniknąć. Pisać będę jednak na ten temat stosownie do napływu nowych wiadomości i informacji. Mając na
Panu YreQ bardzo dziękuję za propozycje zajęcia się sytuacją zwiazaną z planowaną budową kopalni węgla brunatnego "Legnica". Chciałem na wstępie zaznaczyć, o czym też wielokrotnie już pisalem, że ze względów na potrzeby gospodarki jestem za uruchomieniem takiej kopalni. Nie oznacza to jednak, że nie rozumiem mieszkańców tych terenów, których postulaty, potrzeby i wnioski pod każdym względem powinne być moim zdaniem szanowane. Jednkże wobec rządowej bardzo nieporadnej polityki społecznej prowadzonej w stosunku do mieszkańców tych terenów, jestem całkowicie za uznaniem ich podmiotowosci i uwzględnienia ich postulatów, a nawet wstrzymania decyzji w tych sprawach. Na blogu wicepremiera Waldemara Pawlaka ( w rubryce "napisz do mnie") przedstawiłem konieczność i możliwość nawiązania debaty z mieszkańcami Legnicy, ale wicepremier zablokował tę rubryke, tak że nie ma z nim kontaktu. Reasumując chętnie podejmę ten temat zarówno na tych łamach, jak i w innych pismach i gremiach, gdzie uczstniczę w rozmawach na podobne tematy. Wobec skierowanej do mnie prośby, odpowiadam propozycją zaproszenia mnie do Legnicy dla wspólnego ustalenia trybu działania. Artykuły na ten temat chętnie napiszę, kiedy będę dostawał nowe materiały, stanowiska i postulaty wobec decyzji rządowych, samorządowych itp. Wydaje mi się, ze współpraca ta miałaby szansę dobrego rozwoju, jako, ze generalnie dobrze znam górnictwo węgla brunatnego, jako jego zwolennik. W szczegółach jednak jestem za uwzględnieniem interesów mieszkańców i wszystkich, którzy mogliby być pokrzywdzeni w wyniku budowy odkrywki i elektrowni. Po prostu uważam działania rządu w tej sprawie, za infantylne, prymitywne i tworzące kolejne konflikty zamiast poszukiwania wzajemnie satysfakcjonujących rozwiązań. Rząd chciałby wszystko, tak jak w PRL otrzymać za darmo To jednak już nie te czasy.
Panie Adamie, przepraszam że tutaj o tym piszę, nie do tematu artykułu i publicznie. Czy mógłby się Pan zająć tematem zabezpieczenia złoża węgla brunatnego Legnica? Marszałek województwa wszczął procedurę zmiany planu zagospodarowania województwa, wiem że gminy szykują się z oprotestowaniem tego zamiaru. Jaką mają szansę obrony? Można zająć by się w artykule zagrożeniami dla mieszkańców spowodowanymi zmianą przeznaczenia terenów, spadkiem ich wartości, ryzykiem procesów sądowych, a utworzenie dwóch nowych zagłębi jest nierealne i zabezpieczenie złoża spowoduje zamrożenie inwestycji w rozwijającym się szybko regionie. Co z infrastrukturą dla obecnych mieszkańców i tych co budują domy? Ludzie pokupowali grunty na hipotekę, zabroni im się budowac na ich własności - kto to zrekompensuje? Czy gmina będzie mogła wybudowac drogi, wodociągi, kanalizację? Co z modernizacją instniejącej infrastruktury przy zakazie zabudowy? Tym się nikt nie interesuje, a należy pamiętać, że zmiana planu dla LEGNICKIEGO to nie zabezpieczenie przed zabudową pustyni bez prywatnej własności. Pozdrawiam.