Jerzy Hain lubuje się w dwojakiego rodzaju muzyce. Codziennie wsłuchuje się w furkot skrzydeł, wzbijających się do lotu gołębi. Natomiast osobiste wzruszenia wyraża saksofonowymi improwizacjami.
– Dziadek grał na klarnecie i harmonii. Już jako dziecko z zaciekawieniem zaglądałem w jego instrument. Starsza siostra, nauczycielka, grała na akordeonie, fortepianie i na skrzypcach. Ja upodobałem sobie saksofon. Miałem takiego bzika, że trzymałem instrument koło łóżka. Bywało, że o drugiej w nocy coś zagrało mi w duszy i głowie.
Bywało, że ćwiczył z kolegami z kopalni na próbach, ale w orkiestrze „Bolesława Śmiałego” nie grywał. – Grałem dla siebie. Kiedy zeszło się nas więcej – dawaliśmy z siostrą koncert domownikom. Z wiekiem rzadziej sięgam już po saksofon – wyznaje.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.