Wałęsa. Jurczyk. Frasyniuk. Bujak... Nazwiska powszechnie znane i kojarzone z Solidarnością nawet przez laików w dziedzinie historii. "Andrzej Rozpłochowski? A kto to taki?" - zapytał mnie młodszy kolega redakcyjny. A to taki gość...
W 1980 roku powiedział, że jak Solidarność w Polsce walnie pięścią w stół, to kuranty na Kremlu zagrają Mazurka Dąbrowskiego. Dyżurny antykomunista PRL tamtych lat. Ten Rozpłochowski miał wieszać komunistów na latarniach. Nie wierzyłem w taką propagandę. Nie chciał Polski socjalistycznej i sojuszu z bratnimi państwami obozu demokracji ludowej. Chciał Polski wolnej od komunizmu. W to akurat uwierzyłem.
31 lat później rozmawiam z tym nieprzejednanym wrogiem Polski Ludowej i sojuszów pojałtańskich. Złoty orzeł w klapie marynarki. Srebrny sygnet, a jakże, z orłem. Zegarek złotem połyskujący. Złoty, gruby łańcuch na szyi. Mariaż stylu patriotycznego z amerykańskim. Od roku w Polsce. Wcześniej, od 1988 r., w USA, dokąd wyjechał z paszportem w jedną stronę i z żoną, która tam mogła być wyleczona ze śmiertelnej choroby...
- To nie jest Polska moich oczekiwań, choć wiele na plus się w niej zmieniło. Ogólny bilans oceniam jednak negatywnie.
- A w kościele zaśpiewałby pan: "Ojczyznę wolną racz nam zwrócić Panie"?
Chwila zastanowienia. Rachunek pozytywów i negatywów.
- Śpiewałbym "Ojczyznę wolną pobłogosław Panie", choć to wolność chora i okrojona, nieumiejętnie przez polityków zagospodarowana.
Bezkompromisowy
Był wtedy jastrzębiem. Nie tylko dla władzy. Dla swoich również. Mówili mu, żeby nie przesadzał, żeby nie drażnił niedźwiedzia, bo jak łapą machnie, to... A on nie słuchał Wałęsy ani Kuronia, ani żadnego z tych, co to mówili, że z komuną trzeba się dogadywać, a nie ją rozwalać.
- Wie pan, czasami ludzie po latach mówią, że gdyby mieli wówczas daną wiedzę, to postąpiliby inaczej. Zastanawiałem się nieraz nad tym. I zawsze niedługo to trwało. Nic bym nie zmienił, gdyby można było cofnąć czas.
- Przecież takie nieprzejednane elementy antysocjalistyczne przegrały. Nie obaliliście w 1981 władzy Partii. Było chyba odwrotnie, to ta władza pokazała, że nie jest tak słaba, jak ją sobie wyobrażaliście.
Trudno zrozumieć człowieka, który mówi, że nie żałuje ani jednego kroku, jaki w przeszłości postawił, choć jeden lub kilka doprowadziły go nad skraj przepaści, w stan zapomnienia, niedocenienia, a może nawet odrzucenia przez tych, którzy wcale nie uczynili więcej dla karnawału wolności za pierwszej Solidarności...
- Stanu wojennego nie wprowadzono po to, by rozbić Solidarność, ale po to, by skasować antykomunistyczną opozycję, taką, która nie chciała i nie zamierzała iść na żadne układy z komuną. Poza tym mam swoją teorię na temat genezy sierpniowych strajków i tego, co się później działo...
Przeświadczony
Hipoteza wydaje się ryzykowna. Ktoś powie: kosmicznie nierealna. Gdyby ta Solidarność zrodziła się w jakimś 1985, to kto wie - przyklaśnie realista - może teoria miałaby ręce i nogi. Rozpłochowski jest przekonany o jej słuszności. A zatem...
- Po 1989 roku komunizm w Polsce się stracił, tylko komuniści na tym nie stracili. Uważam, że sierpień '80 to był swego rodzaju eksperyment prapierestrojkowy, sondowanie, czy możliwy jest kolejny NEP; eksperyment, o którym wiedzieli w Polsce nieliczni. Tylko wyszedł spod kontroli eksperymentujących, bo choć mieli oni swoich ludzi w tym wszystkim, to pojawili się tacy ludzie, jak Rozpołochowski. Ale o tym przekonali się później, bo w czasie strajku w hucie to władza dawała strajkującym więcej niż Wałęsie w stoczni...
- Nie przesadza pan?
- Nie, moim zdaniem to był eksperyment. Kuroń i inni chcieli finlandyzacji Polski. Rozpłochowski i inni chcieli Polski wolnej od komunizmu, no i doświadczenie nie udało się.
Może za sto lat, jak w Moskwie dojrzeją do otwarcia tajnych archiwów, okaże się, że Rozpłochowski miał nosa. Albo że kulą w płot strzelił.
Kreujący
Napisał wspomnienia dawno temu, niedawno wydane. Tytuł: "Postawią ci szubienicę". Tom pierwszy wspomnień. O tym, co wydarzyło się w Polsce od sierpnia 1980 do marca 1981 r. Próba przebicia się przez pancerz zapomnienia? Może. Chociaż niekoniecznie.
- Wzorem Piłsudskiego postanowiłem opisać swój udział i punkt widzenia także po to, by ktoś inny za mnie tego nie robił. Te wspomnienia sam napisałem, bo - jak wiadomo - wielu wydało swoje wspomnienia, ale nie wszyscy je sami napisali.
Andrzej Rozpłochowski - z tego co do mnie mówi, a do reszty pisze - to nie tylko jastrząb, zagorzały antykomunista, ale i inżynier historii. Starsi to pamiętają z autopsji. Młodzi z okolicznościowych "przypominanek" w mediach na okoliczność podpisania porozumień sierpniowych. Oto film o tym, jak Wałęsa z komitetem strajkowym rozmawia z delegacją rządową z wicepremierem Jagielskim (zmarł w 1997 r.) na czele. Przyszły laureat Nagrody Nobla, przyszły prezydent Rzeczpospolitej bez Ludowej w nazwie, często powtarza: wywalczyliśmy wolne związki zawodowe, związek tego przypilnuje, związek to wykona... I wtedy, a tym bardziej po wielu latach, miało się wrażenie, że Lech Wałęsa mówi o tej Solidarności, jaka później zaistniała. Tymczasem gdyby nie Rozpłochowski i inne elementy antysocjalistyczne z huty Katowice, to takiej Solidarności by nie było!
- Mówi się o trzech porozumieniach: szczecińskim, gdańskim, jastrzębskim, a zapomina się o katowickim, tym z Huty. To tu zażądaliśmy, by wszystkie porozumienia obowiązywały w całej Polsce, a nie lokalnie! To tu zażądaliśmy jednego, zarejestrowanego NSZZ, kont bankowych. To reprezentacja z Huty wymusiła na Wałęsie i innych ogólnopolski charakter związku. Przyjechaliśmy do Gdańska 17 września i przekonywaliśmy. Przekonaliśmy. I podpowiedzieliśmy, że ogólnopolski związek o strukturze federalnej, regionalnej, musi mieć nazwę. Zaproponowaliśmy, by się nazywał tak, jak biuletyn strajkowy w gdańskiej stoczni. Statut związku też był od nas...
Doświadczony
Z Jaruzelskim najchętniej spotkałby się na sali sądowej w chwili ogłaszania skazującego wyroku, ale to mu już, ani jednemu, ani drugiemu, dane nie będzie. Do Wałęsy ma żal, że przywłaszcza sobie zbiorowy wysiłek, mówiąc co rusz: "Ja obaliłem komunę". Ale jeszcze większy ma za to, że szczerze nie powiedział o swoich kontaktach z SB. Bo on, zatwardziały antykomunista i lustrator, wie coś o tej stronie rzeczywistości. To w końcu jego żona, którą internowali za to, że była w związku z nim, po latach przyznała się, że była tajnym współpracownikiem SB.
- Może wcześniej bała się, że ja, taki antykomuch... że mogę... źle zareagować na taką nowinę...
A może ci, którzy nie przyznali się do takich związków, również się boją? A może takie wyznania niewielu interesują?
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.