Węgla może i zabrakło, ale kurz w kopalni wciąż nie opadł. W latach 80. ubiegłego wieku górnicze miasteczko Samcheok w Korei Południowej, liczyło ponad 50 tys. mieszkańców. Obecnie jego populacja skurczyła się do niecałych 9 tys - pisze "The Korea Times". 30 czerwca, po 89 latach działalności, zamknięto ostatnie miejsce podtrzymujące miasto przy życiu– kopalnię Dogye należącą do Korea Coal Corporation. Zamknięcie nie było niespodzianką, ale dla wielu mieszkańców brak sensownych alternatyw zabrało im ich miejsce na ziemi.
8 lipca protestujący zorganizowali wiec przed byłą siedzibą kopalni Dogye, wzywając rząd do przyspieszenia wdrażania alternatywnych gałęzi przemysłu po zamknięciu kopalni. Protest wynikał nie tylko z utraty pracy, ale także z niepewności co do przyszłości.
Mieszkańcy argumentują, że w przeciwieństwie do innych niedawno zamkniętych kopalni, takich jak Hwasun i Jangseong, w Dogye nadal można było wydobywać węgiel. Oskarżają rząd o wymuszenie zamknięcia bez uprzedniego zapewnienia alternatywnych gałęzi przemysłu. A teraz zagrożone jest całe miasto.
Kopalnia Dogye została zamknięta 30 czerwca 2025. Lokalna gospodarka podupadła. Okoliczne dzielnice przygotowują się na głębsze zmiany. W Jeondu, nazywanym „Czarnym Miastem” z powodu sadzy węglowej, która kiedyś nawiewana była z pobliskich składów, mieszkańcy zaczynają się pakować i wyjeżdżać.
Szacunki ekonomiczne malują ponury obraz. Według danych z prowincji Gangwon, zamknięcie kopalni ma przynieść lokalnej gospodarce straty rzędu 3,8 miliarda dolarów, czyli więcej niż zamknięcie kopalni Jangseong w Taebaek w 2023 roku. Ta liczba odzwierciedla, jak bardzo Dogye było uzależnione od przemysłu węglowego. Około 1600 miejsc pracy, czyli 18 procent całkowitej populacji miasta, zostało zlikwidowanych.
Choć długotrwały spadek wydobycia węgla nie był tajemnicą, mieszkańcy twierdzą, że rząd nie był przygotowany. Programy przekwalifikowania zawodowego rozpoczęły się zaledwie trzy miesiące przed zamknięciem kopalni, a ich rezultaty były znikome.
Mieszkańcy zastanawiają się, jak kilka miesięcy nauki może realnie zastąpić dekady doświadczenia w górnictwie. „Nie da się po prostu nauczyć kogoś nowego zawodu w kilka tygodni i oczekiwać, że to zadziała” – zauważył jeden z protestujących.
Pośród frustracji, jedna z możliwych dróg naprzód zyskuje na znaczeniu: wspierany przez rząd medyczny klaster terapii ciężkimi jonami. Ministerstwo Handlu, Przemysłu i Energii, wraz z prowincją, planuje budowę w tym rejonie inwestycję za 229,6 miliona dolarów . Projekt, jeśli zostanie zatwierdzony, mógłby przekształcić to miejsce w centrum innowacji medycznych. Ale nawet ten plan pozostaje w zawieszeniu - pisze "The Korea Times".
Protest mieszkańców miał na celu skłonienie rządu do zatwierdzenia studium wykonalności projektu, którego wyniki miały być gotowe do 9 lipca. Do połowy lipca nie podano żadnych informacji.
Mieszkańcy zaproponowali również szerszy zestaw środków, w tym wyznaczenie terenu byłej kopalni jako specjalnej strefy górniczej, aby umożliwić kontynuację wydobycia do czasu pojawienia się alternatywnych miejsc pracy, zablokowanie planowanego zalania starych szybów kopalnianych, utworzenie strefy wolnocłowej w regionie i przekazanie aktywów Korea Coal Corporation lokalnym władzom w celu sfinansowania odbudowy.
Przedstawiciele stowarzyszenia rozwoju Dogye twierdzą, że od czasu wprowadzenia w 1989 r. polityki racjonalizacji przemysłu węglowego „rząd jedynie ograniczał wydobycie i zamykał kopalnie, nie dając nigdy nic w zamian tym społecznościom”.
Eksperci są zgodni, że czasu jest coraz mniej. Lee Won-hak, pracownik naukowy w Gangwon Research Institute, tłumaczy, że bez szybkiego wdrożenia alternatywnych gałęzi przemysłu, miasta takie jak Dogye mogą stanąć w obliczu nieodwracalnego upadku. „Zamknięcie jest już za nami. Teraz rząd musi działać szybciej – inaczej zawiedzie region po raz drugi”.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
To samo jest w angielskim Doncaster, Sunderlandzie, Newcastle. W belgijskim Genk. We francuskim Saint-Ettiene. W czeskiej Karwinie, czy Opawie. W polskim Wałbrzychu, a za chwilę będzie w reszcie polskich miast, i to nie tylko górniczych. Zielony ład.