Budowa elektrowni jądrowych to temat, który budzi emocje od lat, zwłaszcza gdy spojrzymy na to, ile trwa cały proces realizacji. Większość inwestycji w atom boryka się z opóźnieniami i lawinowo rosnącymi kosztami. Polska latami przymierzała się do własnej „atomówki”. Teraz wchodzimy w czas budowy, który jest kluczowym wyzwaniem, z jakim musimy się zmierzyć.
Elektrownie jądrowe to przedsięwzięcia niezwykle skomplikowane, a ich budowa trwa od 10 do 15 lat, co może się jeszcze wydłużyć ze względu na problemy z dostawami, opóźnienia w uzyskaniu pozwoleń czy nieprzewidziane problemy technologiczne.
Problem opóźnień dotyczy i Europy, i Stanów Zjednoczonych. USA doświadczyły trudności podczas budowy reaktorów AP1000, co w efekcie doprowadziło do opóźnień i wielokrotnego przekroczenia budżetów. Projekt VC Summer w Karolinie Południowej został przerwany po poniesieniu ogromnych kosztów. Firma Westinghouse deklaruje, że chce projekt dokończyć. Ten ostatni fakt powinien być dla nas istotny, bo to właśnie AP1000 od firmy Westinghouse będzie reaktorem, który ma funkcjonować w naszej pierwszej elektrowni atomowej.
Opóźnienia w realizacji trwających projektów (w budowie jest ok. 50 nowych reaktorów) to standard.
Dwa przykłady to projekt Hinkley Point C w Wielkiej Brytanii realizowany przez francuskiego giganta energetycznego EDF oraz elektrownia jądrowa Vogtle w USA, którą buduje czy rozbudowuje wykonawca amerykański.
Na początku tego roku EDF ponownie przesunął przewidywany termin rozpoczęcia eksploatacji Hinkley Point C na lata 2029-2031, choć pierwsze reaktory miały ruszyć już w 2025 r. Koszty projektu wzrosły do 43,5 mld dolarów z 23 mld dolarów.
W elektrowni jądrowej Vogtle działa od 2023 r. pierwszy nowy reaktor jądrowy uruchomiony w USA od 2016 r. Budowa dwóch kolejnych rozpoczęła się w 2009 r. Początkowo zakładano, że koszt wyniesie 14 mld dolarów, a działalność rozpocznie się w 2016/2017 r. Projekt złapał opóźnienie i dwukrotnie przekroczył zakładane koszta – obecnie to 30 mld dolarów.
Dlaczego budowa elektrowni jądrowych jest tak długa?
Wymaga ogromnej precyzji, rygorystycznych testów i nadzoru. Budowa każdego elementu musi być zgodna z najsurowszymi przepisami bezpieczeństwa, co powoduje, że każdy błąd lub problem logistyczny może opóźnić realizację o kolejne miesiące lub lata. Brak doświadczenia wykonawców i problemy z logistyką, a nawet z lokalnymi dostawami surowców, również przyczyniają się do wydłużania czasu realizacji.
W Europie dodatkowym czynnikiem utrudniającym budowę elektrowni jądrowych są skomplikowane unijne procedury administracyjne oraz konieczność uzyskania pozwoleń środowiskowych, które często spotykają się z protestami lokalnych społeczności. Elektrownie atomowe są przedsięwzięciami ogromnie kapitałochłonnymi, co oznacza, że każde opóźnienie to zwiększenie kosztów kredytów, które często stanowią bazę wydatków na budowę.
Budowa elektrowni jądrowej to nie tylko inwestycja w technologię, ale także w budowanie kadry specjalistów, infrastrukturę logistyczną i łańcuchy dostaw, które w Polsce dopiero muszą powstać. Mamy tu też do czynienia z czynnikiem politycznym – elektrownie jądrowe są przedsięwzięciami strategicznymi, a ich budowa jest ściśle uzależniona od decyzji państwowych oraz od sytuacji międzynarodowej.
Bez stabilnych warunków politycznych oraz odpowiedniego wsparcia finansowego trudno jest realizować tego typu inwestycje zgodnie z planem.
Co z polskim atomem?
Po latach zapowiedzi i planów projekt polskiej elektrowni jądrowej wreszcie nabiera realnych kształtów. Rząd przygotowuje się do rozpoczęcia budowy pierwszego reaktora, który – według obowiązującego harmonogramu – ma zostać uruchomiony w 2036 r.
Polska stoi obecnie przed wielkim wyzwaniem – nie tylko musi zdobyć odpowiednie finansowanie, ale też zbudować odpowiednią infrastrukturę do realizacji projektu na tak wielką skalę. To, czy uda się nam spełnić ambitne cele, zależy od skutecznej koordynacji oraz gotowości do stawienia czoła wyzwaniom, które są nieodłączną częścią budowy elektrowni jądrowej.
Planując budowę, musimy mierzyć się z tymi samymi wyzwaniami jak reszta świata. Czy ten termin da się więc utrzymać? Dr Paweł Gajda, dyrektor Departamentu Energetyki Jądrowej w Ministerstwie Przemysłu, podkreśla, że na drodze do realizacji znajduje się przede wszystkim: notyfikacja pomocy publicznej przez Komisję Europejską oraz finalizacja kontraktu obejmującego projektowanie i budowę elektrowni.
Uruchomienie pierwszej polskiej elektrowni jądrowej w 2036 r. według Ministerstwa Przemysłu jest realne, choć harmonogram oparty jest na założeniu, że kluczowe decyzje, w tym zgoda Komisji Europejskiej na pomoc publiczną, zapadną na czas. A ta może zostać uruchomiona do końca tego roku.
Inne projekty pokazują, że notyfikacja może trwać nawet dwa lata. Polski na razie przebiega sprawnie – twierdzi przedstawiciel ministerstwa.
Patrząc na ostatnie europejskie projekty nowych bloków jądrowych, można mieć pewność, że powinniśmy mieć plan B na wypadek, gdyby został on oddany do użytku kolejne kilka(naście) lat później. Bardzo możliwe, że to rozwój alternatywnych technologii produkcji i przechowywania energii napisze ten plan B za nas.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.