Do Sądu Najwyższego wpłynęło ok. 56 tys. protestów wyborczych – przekazała I prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska. To stan ze środę i ta liczba może się jeszcze zmienić, jeśli poczta dostarczy kolejne.
Tymczasem część sędziów Sądu Najwyższego wydała oświadczenie, w którym stwierdziła, że Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego "nie jest sądem" i nie może orzekać w sprawie wyborów.
"Zgodnie z obowiązującym systemem prawnym Sąd Najwyższy jako organ sprawujący w Polsce wymiar sprawiedliwości musi spełniać warunki niezależnego, bezstronnego i niezawisłego sądu, wymagane także normami konwencji i traktatów stanowiących źródła prawa w Polsce" - czytamy w liście. Sędziowie podkreślili, że "Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN nie jest sądem, co wynika z orzeczeń SN oraz trybunałów międzynarodowych". Na koniec stwierdzono, że w związku z powyższym wspominana izba nie może rozpatrywać protestów wyborczych oraz decydować w sprawie ważności wyborów.
Pod oświadczeniem podpisało się 21 sędziów z Sądu Najwyższego.
We wtorek 1 lipca Sąd Najwyższy podejmie uchwałę w przedmiocie ważności wyborów prezydenckich. Posiedzenie w tej sprawie będzie jawne i rozpocznie się o godzinie 13. Tymczasem w SN cały czas trwa proces rozpoznawania protestów wyborczych. Termin na ich składanie minął 16 czerwca. To na ich podstawie kilka dni temu SN dopuścił ponowne przeliczenie głosów w trzynastu komisjach wyborczych. I prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska zapewniała, że jeśli nie wydarzy się "nic nadzwyczajnego", to sędziowie zdążą rozpoznać wszystkie protesty do 2 lipca.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.