Ziemia tarnogórska jest bodaj jedynym miejscem w Polsce, gdzie górnicza brać świętuje dwa razy do roku. W kraju naszych południowych sąsiadów górnicy świętują po trzykroć i jak powiadają – jeszcze im mało.
Skok przez skórę w lipcu? Karczma piwna we wrześniu? Dlaczego nie! Jak się bawić, to się bawić, tym bardziej że okazje do tego są, i to jeszcze jakie!
Tarnowskie Góry stały się w połowie XVI w. jednym z największych ośrodków górniczych w ówczesnej Europie. Stare kroniki donoszą, że ongiś gwarkowie świętowali 16 lipca. Dzień ten w 1784 r. zapisał się w historii ziemi tarnogórskiej w wyjątkowy sposób. Otóż w szybie Rudolphine odkryto złoża rud srebronośnych. Wkrótce założono w tym miejscu Królewską Kopalnię Fryderyk i uruchomiono pierwszą w regionie maszynę parową. Oba momenty uważa się nie tylko za początek drugiej tarnogórskiej rewolucji górniczej, symboliczny start europejskiej rewolucji przemysłowej, ale także prapoczątek przemysłowego Górnego Śląska, jaki znamy dziś.
– Na pamiątkę odkrycia górnicy spotykali się rokrocznie przy usypanym na miejscu kopcu przez ponad sto lat, urządzając bergfesty. Witano się, wypowiadając pozdrowienie: Szczęść Boże, Zdař Bůh i Glück auf! W tych stronach bowiem posługiwano się trzema językami: polskim, czeskim i niemieckim – przypomina Zbigniew Pawlak, przewodniczący Stowarzyszenia Miłośników Ziemi Tarnogórskiej.
Zwłaszcza tradycje gwareckie stanowią o szczególnym dziedzictwie tego regionu. Te współczesne, połączone z pochodem gwarków, ściśle związane są z osobą prof. Antoniego Gładysza, który do Tarnowskich Gór przybył w 1947 r. z Poznania.
– Ciągle myślał o jakiejś formie popularyzacji górniczej przeszłości Tarnowskich Gór. Słyszał już o świętach górniczych obchodzonych w czeskiej Kutnej Horze czy w niemieckim Freibergu. Zastanawiał się, jak mogłoby wyglądać takie święto w Tarnowskich Górach. W końcu, poszukując inspiracji, wybrał się do Zielonej Góry, dawnego Grünberg in Schlesien, gdzie od 1842 r. organizowano słynne Winobranie, odbywające się zawsze we wrześniu. Towarzyszyły mu koncerty i jarmarki. Najbardziej efektownym elementem zielonogórskiego święta wina, trwającego aż dziewięć dni, był barwny korowód historyczny, przechodzący główną ulicą miasta. Zafascynowany tym, co zobaczył, przystąpił do projektowania nowej imprezy. Nakreślił scenariusz poszczególnych wydarzeń i pierwszego w historii miasta korowodu historycznego – wspomina Grzegorz Rudnicki, badacz tradycji górniczych Tarnowskich Gór, działacz Stowarzyszenia Miłośników Ziemi Tarnogórskiej, autor licznych publikacji, w tym monografii zatytułowanej „Dni tarnogórskich Gwarków, święto inne niż wszystkie”.
W trakcie prac nad pochodem zrodziło się widowisko historyczne zwane „Skokiem przez skórę”, przedstawiające obrzęd przyjmowania młodych górników do stanu górniczego. Sam zaś gwarecki pochód ulegał przez lata licznym modyfikacjom.
Z początku centralną postacią pochodu był Jan III Sobieski, któremu towarzyszyli sławni goście odwiedzający Tarnowskie Góry, m.in. August II Mocny i car Aleksander I, słynny chłop Rybka, a z czasem również żołnierze szwedzcy.
Jak wspomina Marek Panuś, znawca tradycji tarnogórskich, w swej publikacji zatytułowanej „Ewolucja scenariusza pochodu gwarkowskiego w latach 1957-2023” – „niebagatelne zmiany nastąpiły po przełomie demokratycznym 1989 r. Pochód z 1990 r. przybrał już wyraźnie zmodyfikowaną formułę. To wtedy wprowadzono do scenariusza postaci
z kręgu kultury niemieckiej związane z dziejami Tarnowskich Gór, m.in. Johanna Wolfganga von Goethego
i Friedricha Wilhelma von Redena, rycerza Adama de Tarnowice, czy grupę pielgrzymów z czasów zarazy. Kolejne lata – jak zauważa badacz – skutkowały dalszą rozbudową scenariusza. Ważną zmianą było ujęcie w nim postaci drugiego z „ojców założycieli miasta”, czyli margrabiego Jerzego z dynastii Hohenzollernów, będącego dotąd na cenzurowanym jako „germanizator”.
W taki oto sposób zrodziła się w mieście tradycja pochodu gwareckiego związana z górniczą tradycją.
Latem swoje święto obchodzą również górnicy uznający za swego patrona św. Prokopa. W kalendarzu jego święto przypada 8 lipca.
– Święty Prokop urodził się około 985 r. w Czechach, w małej wiosce zwanej Chotum, niedaleko czeskiego Brodu. Pochodził z rodu ziemiańskiego. Z kronik wynika, że za młodu był żonaty i miał syna Jimrama.
W tym czasie posługiwał już jako ksiądz
w kościele słowiańskim obrządku Cyryla i Metodego. Wówczas nie było jeszcze celibatu duchownych – zwraca uwagę ks. Radim Ciganek, proboszcz kościoła parafialnego pw. św. Prokopa w Sazawie Czarnych Budach.
Już po otrzymaniu święceń św. Prokop postanowił pójść w ślady Jezusa z Nazaretu. Pożegnał rodzinę i zamieszkał w pustelni nad rzeką Sazawą. Podobno zanim to uczynił, wstąpił do klasztoru benedyktynów w Břevnovie. Poza modlitwą musiał pracować, aby zdobywać środki do życia. Przyjął zajęcie rolnika uprawiającego pole. Według podań zaorał tzw. Diabelską bruzdę ciągnącą się od Sazawy aż po Chotum. Charakterystyczna fałda w ukształtowaniu terenu jest widoczna do dziś. Dlatego właśnie w tradycji katolickiej św. Prokop przedstawiany jest jako oracz z diabłem zaprzęgniętym do pługa z krzyżem zamiast bicza w ręku. Gdy w późnym średniowieczu rozwinęły się w dolinie Sazawy kopalnie kruszców, św. Prokop zaczął uchodzić za patrona górników. Był bowiem znany ze swego surowego i twardego trybu życia, pełnego trudów i wyrzeczeń. Czescy górnicy wybrali świętego za swego opiekuna prawdopodobnie dlatego, że uważali go za jednego z nich, zdolnego zrozumieć ciężką górniczą dolę i zawsze gotowego nieść pomoc. Jedną z najstarszych kopalń w polskiej ongiś Ostrawie był właśnie zakład o imieniu Prokop nazwany tak na cześć świętego.
– W dniu św. Prokopa procesja umundurowanych górników maszerowała z polskiej Ostrawy przez rzekę do morawskiej części miasta. Po drodze mijali tysiące gapiów. Podobnie było w Karwinie i Orłowej na Barbórkę. Parada kończyła się mszą polową, w której brało udział tysiące ludzi. Uroczystościom towarzyszyły także zabawy ludowe z muzyką i tańcami – opowiada Jan Kurial, czeski historyk górnictwa, były dyrektor w spółce węglowej OKD.
Obchody dnia św. Prokopa kultywowane są do dziś. W Ostrawie każdego roku rozpoczyna je msza św.
w katedrze Boskiego Zbawiciela.
I wreszcie wrześniowe obchody górniczego święta. Nasi południowi sąsiedzi obchodzą je na pamiątkę nadania praw górniczych miastu Jihlawie w 1249 r. przez króla Wacława I.
– W Czechach ma ono piękną tradycję. Mieszczanie Jihlavy (Igławy) skorzystali z obietnicy króla Wacława I i za waleczną postawę w boju z Turkami ogłosili 9 września tegoż roku Kartę Wolności i Praw. Jej istotę stanowiło 16 artykułów regulujących wydobycie kruszców, zwanych później Gornym Zakonem Jihlavskim – objaśnia dalej Jan Kurial.
Skok przez skórę, karczma piwna i uroczystości nadania stopni górniczych w ostatnich promieniach letniego słońca, to tradycja wciąż żywa w wielu regionach Czech.
Z kolei Salamandrowe Dni w Bańskiej Szczawnicy przypominają dawną sławę najpiękniejszego górniczego miasta na Słowacji, wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO. Są organizowane zawsze w pierwszej połowie września. Stały się okazją do spotkań górników, hutników, geologów i pracowników przemysłu naftowego z całej Słowacji. Kulminacją święta jest Pochód Salamandry. Na jego czele kroczy baca z drewnianą jaszczurką w dłoni, symbolizującą legendę o powstaniu kopalni. Za bacą podążają bergmani, górnicy w tradycyjnych strojach, orkiestra górnicza i postaci symboliczne – śmierć, rabin, kat, sędziowie. Pochód zaczyna się dopiero o zmierzchu, kiedy odpowiednią atmosferę tworzą światła lampionów.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.