Mirek Topolanek, inżynier, przedsiębiorca, polityk i były premier rządu Republiki Czeskiej udzielił wywiadu portalowi netTG.pl Gospodarka - Ludzie. Tematem rozmowy była m.in. transformacja energetyczna i kwestia wydobycia węgla u naszego południowego sąsiada. - Nie jestem obrońcą węgla, ale twierdzę, że dopóki nie będziemy dysponować innym paliwem, które zagwarantuje nam bezpieczeństwo energetyczne, z węgla zrezygnować nie możemy. Co się tyczy OKD, to spółka będzie musiała zakończyć jego wydobycie w 2025 r. Złoże się kończy i nic tu już nie pomoże. Jeśli nie ma się węgla skąd wydobywać, to się go nie wydobywa. Poza tym nie będzie gdzie dostarczać węgla, elektrownie węglowe dogorywają. W Polsce sytuacja jest diametralnie inna. Wciąż są do wybierania nowe jego pokłady. Polska jest bardziej zależna od węgla niż Czechy. Nie ma na dziś żadnej alternatywy. Pojawiają się jednak ambitne plany związane z energetyką odnawialną i jądrową. Wierzę, że zostaną zrealizowane – mówi Topolanek.
- Ceny gazu spadły. Czy to znaczy, że kryzys energetyczny w Europie minął?
- Ceny gazu spadły, ale i tak są najmniej dwa razy wyższe niż wcześniej. Dotyczy to również prądu, pozwolenia na emisję CO2 sięgnęły już nawet 100 euro. Firmy przenoszą się za granicę, ograniczają produkcję, a wiele z nich wypada z rynku, ponieważ nie będą w stanie wytrzymać rosnących kosztów. Brakuje wykwalifikowanych pracowników. Dzisiejsza siła robocza jest dość droga i na dodatek mamy do czynienia z zamykaniem rynków, zerwanymi łańcuchami dostaw od producentów, od których zasadniczo jesteśmy zależni. Wszystko to wygląda nie najlepiej. Widzę ogrom problemów.
- Twierdzi pan, że ten kryzys energetyczny to wcale nie wina Putina. Więc czyja?
- Sami jesteśmy sobie winni. Mówienie o tym, że Putin spowodował kryzys energetyczny, to tylko tuszowanie problemu. Szalona polityka klimatyczna Brukseli wywołała sztuczny niedostatek energii, nie dostrzegając przy tym niewidzialnej ręki rynku, to znaczy gwałtownego wzrostu cen i widzialnej ręki z rewolwerem Władimira Putina, co oznaczało chaos, niepewność i dalsze wzrosty cen.
On tę europejską słabość do walki o czysty klimat podstępnie wykorzystał, wystrzeliwuje kolejne rakiety na Ukrainę i grozi Europie. Winę ponosi też niemiecka Energiewende i „ambitne” przejście na energetykę odnawialną za czasów Angeli Merkel, która lobbowała za niebieskim wodorem, mającym w przyszłości pochodzić z gazu rosyjskiego. Alternatywa gazowa z Norwegii została zniszczona. Nagle budzimy się i mamy do czynienia z kryzysem, który sami sobie zafundowaliśmy. Jak już wcześniej wyliczyłem w którymś z wywiadów, mamy wiele razy droższą energię elektryczną niż w Ameryce i w Azji, i do tego bardzo wysoką inflację oraz spore problemy z łańcuchami dostaw. Tymczasem ze Stanami Zjednoczonymi zaczynamy walczyć o handel, Chińczycy się z nas śmieją, a Rosjanie zabijają ludzi w Ukrainie. My na to wszystko patrzymy i niczym faryzeusze czekamy na dzień, w którym rosyjski gaz znowu zacznie do nas płynąć.
- A przestał płynąć?
- No właśnie nie przestał. Prawda jest taka, że Federacja Rosyjska nigdy nie zerwała kontraktów długoterminowych, nawet w trakcie wojny. Ten gaz paradoksalnie płynie także przez Ukrainę, ok. 38 mln kubików dziennie, dodatkowo przez Turcję do Serbii i Węgier. Pływa cała zakamuflowana flotylla tankowców transportujących rosyjski LNG. Bez tego gazu – co może wynosić nawet 30 mld m sześc. rocznie – Europa miałaby spore problemy. To, że się importuje rosyjski gaz, niezależnie od sankcji, to oczywiście źle. Należy jednak pamiętać, że do czasu, gdy nie zostaną przygotowane odpowiednie magazyny i terminale przetwórcze, zorganizowany odpowiedni transport, kierunki dostaw i dystrybucja w ramach kontynentu europejskiego, to każda następna, ciężka zima może nas zaskoczyć i spowodować ogromne problemy. Ten handel gazem trwa dlatego, bo Rosjanie potrzebują pieniędzy, a my gazu. A więc gaz stale do nas płynie, tylko drogą okrężną. Tak czy inaczej, Europie gazu będzie brakować, transport skroplonego gazu jest drogi, więc ceny energii nigdy już nie wrócą do tych sprzed rosyjskiej agresji na Ukrainę. Przed nami zatem nowa rzeczywistość, która może fatalnie odbić się na naszych gospodarkach, a najbardziej na przemyśle energochłonnym. Cena LNG z importu zawsze będzie wyższa, bo do tego trzeba dodać proces skraplania, transport przez ocean i gazyfikację, a ze względu na ogromną nadwyżkę podaży cena może być co najwyżej dwukrotnie wyższa. Największym błędem Unii Europejskiej było postawienie niemal wyłącznie na energetyczne źródła odnawialne. Niestety, Unia nie walczy dziś z przyczynami kryzysu energetycznego, a jedynie z jego skutkami.
- Jednym słowem, należałoby zatrzymać druzgocącą realizację Nowego Zielonego Ładu? Kiedyś zasłynął pan z powiedzenia: „Jestem katolikiem. Mam swoją wiarę. Nie potrzebuję nowej wiary w postaci zmian klimatu. Nie wierzę w to”.
- Tak uważam i nie chciałbym raz jeszcze dyskutować o tym, co jest ewidentnie udowodnione, mianowicie, że przemysł ma niewielki wpływ na zmiany klimatyczne. Z drugiej jednak strony, te minione sto lat rozwoju przemysłu wywarło bardzo negatywny wpływ na środowisko naturalne, tak w Polsce, jak w Czechach i innych krajach. Mamy obowiązek chronić przyrodę, wodę, lasy, glebę, eliminować i naprawiać szkody wyrządzone przemysłem. I od tego nie uciekniemy, ale to nie ma nic wspólnego z ideologią Green Deal.
- Eksploatacja węgla również wywarła negatywny wpływ na środowisko. Sądzi pan, że mimo kryzysu energetycznego OKD powinno zakończyć działalność górniczą do końca 2025 r.?
- Przez 25 lat pracowałem w górniczym regionie, z tego wiele lat właśnie w OKD. Oczekuje pan ode mnie, że będę chwalił węgiel? Nie do końca. Otóż węgiel, jeśli nie mamy innej alternatywy, pozostanie z nami dłużej niż byśmy tego chcieli, albo myślimy. Nastawianie się na gaz pociąga za sobą ogromne ryzyko. Nie jestem obrońcą węgla, ale twierdzę, że dopóki nie będziemy dysponować innym paliwem, które zagwarantuje nam bezpieczeństwo energetyczne, z węgla zrezygnować nie możemy. Co się tyczy OKD, to spółka będzie musiała zakończyć jego wydobycie w 2025 r. Złoże się kończy i nic tu już nie pomoże. Jeśli nie ma się węgla skąd wydobywać, to się go nie wydobywa. Poza tym nie będzie gdzie dostarczać węgla, elektrownie węglowe dogorywają. W Polsce sytuacja jest diametralnie inna. Wciąż są do wybierania nowe jego pokłady. Polska jest bardziej zależna od węgla niż Czechy. Nie ma na dziś żadnej alternatywy. Pojawiają się jednak ambitne plany związane z energetyką odnawialną i jądrową. Wierzę, że zostaną zrealizowane.
- Nie obawia się pan, że już za trzy lata Czechy będą musiały kupować węgiel w Polsce? Kopalń mamy dużo i dla was węgla wystarczy.
- Padło typowe polskie pytanie: „czy chcemy kupić węgiel?”. Polska ma kopalnie, to wiemy, tylko węgla sprzedawać nie chce. Posiadam pewną wiedzę na ten temat. I pan pozwoli, że na to pańskie pytanie nie udzielę wyczerpującej, a przede wszystkim grzecznej odpowiedzi. (śmiech)
- Co powiedziałby pan politykom, czeskim i polskim, którzy wspólnie mieliby zamiar stawić czoła kryzysowi, z którym się borykamy?
- Czesko-polskie relacje, mimo często bardzo dziwnych układów, resentymentów i problemów, układają się całkiem dobrze. Są jednak dziedziny, w których musimy współpracować szczególnie intensywnie. To bezpieczeństwo, obrona i właśnie energetyka. Jeśli pojawiają się jakieś trudności, to czym prędzej zabierajmy się za ich rozwiązywanie. Nie możemy pozwolić sobie więcej na żadne konflikty!
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Nie rozumiem Czechów czy Słowaków , czy nie rozsądniej jest zostawić sobie choć 1 kopalnie dla bezpieczeństwa energetycznego ?