Chodzi tu o dwa najważniejsze światowe mocarstwa gospodarcze, jakimi są Stany Zjednoczone i Chiny. Pozostałe kraje, które też uważają się za mocarstwa dostosowują się do tych dwóch rywalizujących ze sobą liderów.
Choć echem tego wyścigu są zbrojenia militarne obu tych państw, na razie ich zbrojna konfrontacja jest bardziej futurystyczna, aniżeli realna. Wyścig jednak trwa. Trudno o aktualną ocenę pierwszeństwa, ale wszystko wskazuje na to, że Chiny pod tym względem wyprzedziły USA.
Niezależnie od wydobycia potrzebnych im surowców na własnym terytorium odpowiednimi umowami, inwestycjami i dostawami tanich towarów pozyskały sobie zarówno syberyjskie zasoby, jak i dostawy gazu i ropy naftowej z państw Azji Centralnej, Bliskiego Wschodu, Afryki, Australii a nawet z obu Ameryk. To od blisko dekady budzi zaniepokojenie amerykańskiego hegemona, który usiłuje nie tyle przeszkadzać Chinom w ich ekspansji, co uniezależnić się od chińskiej dominacji w tej dziedzinie.
Dotychczas podejmowane przez USA próby uniezależnienia się od chińskiej dominacji surowcowej, nie powiodły się. Przede wszystkim dlatego, że chińskie dostawy są cenowo konkurencyjne, a wolny handel promuje najniższe koszty ich wytwarzania. Te zaś niepodzielnie nalezą do Chin.
Jednak USA po wielu zawartych w tej sprawie sojuszach dochodzi do wniosku, że nie porozumienia polityczne, a nawet gospodarcze, mogą przeciwstawić się chińskiej dominacji surowcowej. Prawdopodobnie stratedzy amerykańscy ocenili, że najbardziej skutecznym sposobem w tej materii będzie naśladowanie swoich chińskich konkurentów. Ci jak wiadomo interesujące ich górnictwo wspierają finansowo na całym świecie. I tak jak Chiny inwestują w surowce energetyczne Syberii, tak Stany Zjednoczone postanowiły inwestować w surowce Kanady.
Jest to pod każdym względem bliska analogia, gdyż geologia Kanady odpowiada Syberii, a ilość bogactw choć mniejsza, to za to łatwiejsza w eksploatacji poprzez znacznie lepszą infrastrukturę drogową, kolejową, i generalnie cywilizacyjną. Dlatego należy spodziewać się, że amerykańskie inwestycje w Kanadzie będą bardziej efektywne, tańsze i szybciej pozyskane aniżeli te na rosyjskiej Syberii.
Obszerny materiał na ten temat zamieszcza kanadyjska agencja CBC News. Okazuje się, że tych surowców brakuje amerykańskiej armii, toteż Pentagon pragnie sfinalizować swoje inwestycje w Kanadzie, usuwając stamtąd chińskie firmy, co rząd kanadyjski chętnie czyni. Armia amerykańska otrzymała do dyspozycji nową pulę pieniędzy, aby pomóc prywatnym firmom w inauguracji nowych projektów wydobywczych. Fundusze te przeznaczone są na finansowanie studiów wykonalności, renowacji zakładów, recyklingu baterii i szkoleń pracowników.
Amerykańskie inwestycje w tym kraju będą miały taki sam status, jak w ich własnym kraju. Dlatego, że Kanada przez dziesięciolecia należała do amerykańskiej wojskowej bazy przemysłowej i ma takie samo prawo, jakie dotyczy amerykańskich projektów wydobywczych.
- To naprawdę bardzo proste. To kwestia prawa - powiedział Matthew Zolnowski, menedżer portfela programu Defence Production Act, przemawiając na zgromadzeniu Kanadyjsko-Amerykańskiego Instytutu Prawa w Waszyngtonie.
Urzędnicy kanadyjscy twierdzą, że dostarczyli już Stanom Zjednoczonym listę 70 projektów, które mogą uzasadniać amerykańskie finansowanie. Jeff Labonté, zastępca wiceministra w Zasobach Naturalnych Kanady, powiedział na konferencji: - Mamy potencjał zasobów. Mamy też ogromne możliwości. Mamy do zagospodarowania 200 kopalń i 10 000 potencjalnych złóż w fazie przygotowania do eksploatacji. Mamy zestaw umiejętności w tej dziedzinie. Mamy rynki kapitałowe, mamy wiedzę inżynierską, mamy firmy, które działają w całym kraju i na całym świecie.
Zolnowski zauważył, że w 1984 roku Robert Gates, wówczas urzędnik wywiadu USA, który został sekretarzem obrony dwóch prezydentów, wyraził w przemówieniu swoje obawy, że firmy finansowane przez zagraniczne rządy zdominują przemysł. Zaznaczył, że Stany Zjednoczone patrzą przede wszystkim na oferowanie dotacji, a nie pożyczek, i są chętne do finansowania projektów na różnych etapach wdrażania, ponieważ postrzegają to jako projekt długoterminowy.
Przypomina się też kontekst historyczny. Prawnik ds. handlu międzynarodowego Lawrence Herman z Toronto, zauważył, że prekursorem obecnego partnerstwa wojskowo-przemysłowego tych krajów była umowa z 1940 r. między przywódcami Stanów Zjednoczonych i Kanady. Jednym z najważniejszych wydarzeń była konferencja we wrześniu 1944 r., na której Franklin D. Roosevelt, Winston Churchill i William Lyon Mackenzie King - odpowiednio przywódcy Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Kanady - spotkali się w Quebecu. W tamtym czasie współpraca wojskowa Kanady i USA była zdominowana przez produkcję aluminium. Wtedy amerykańskie fundusze pomogły przemysłowi aluminiowemu z Quebecu, przekształcić się w światową potęgę.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.