Dobre wiadomości z Brukseli. Komisja Europejska zatwierdziła polski program częściowo rekompensujący przedsiębiorstwom energochłonnym wyższe ceny prądu wynikające z kosztów pośrednich emisji w ramach unijnego systemu ETS. To ma zapobiec ucieczce firm do krajów, w których przepisy klimatyczne są łagodniejsze, przez co produkcja tańsza, ale w efekcie bardziej szkodząca klimatowi.
Na te informacje branża energochłonna czekała od lat. W końcu jest oddzew na jej apele. Jak poinformowała dzisiaj Margrethe Vestager, wiceprzewodnicząca wykonawcza odpowiedzialna za politykę konkurencji KE, program o wartości 10 mld euro pozwoli Polsce zmniejszyć ryzyko ucieczki emisji gazów cieplarnianych w sektorach energochłonnych. Jednocześnie zachowane zostaną zachęty do dekarbonizacji gospodarki.
Całkowity budżet polskiego programu to 10 mld euro. Jego celelm jest częściowe pokrycie wzrostu cen prądu wynikającego z wpływu opłat emisyjnych na koszty wytwarzania poniesione w latach 2021–2030.
Skąd taka decyzja? Ma ona zmniejszyć ryzyko ucieczki emisji, czyli przenoszenia przez firmy produkcji poza UE, np. do Chin. To w efekcie może skutkować zwiększeniem ogólnego poziomu emisji gazów cieplarnianych. Przed tym wielokrotnie ostrzegali eksperci.
KE informuje, że firmy, które złożą uzasadniony wniosek otrzymają częściowy zwrot kosztów pośrednich emisji poniesionych w poprzednim roku. Płatność końcowa nastąpi w 2031 r. Maksymalna kwota pomocy to 75 proc. poniesionych kosztów pośrednich emisji. W niektórych przypadkach może być wyższa.
Co muszą zrobić przedsiębiorcy, aby otrzymać rekompensaty? Muszą wdrożyć niektóre zalecenia z audytu energetycznego, co najmniej 30 proc. zużywanej prądu pobierać z OZE lub zainwestować co najmniej 50 proc. kwoty pomocy w projekty prowadzące do dużego ograniczenia szkodliwej emisji.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.