Powrót do odciętego tamami rejonu kopalni Pniówek będzie możliwy po kilku miesiącach.
W kopalni Węgla Kamiennego Pniówek w Pawłowicach w ciągu kilkudziesięciu godzin doszło do kilku wybuchów metanu. Do tej pory potwierdzono śmierć 9 górników, natomiast 7 kolejnych (5 ratowników i 2 górników pracujących w ścianie) zostało na dole w odciętym rejonie. Zakład należy do Jastrzębskiej Spółki Węglowej.
Do pierwszego wybuchu metanu w rejonie ściany N-6 na poziomie 1000 metrów w kopalni Pniówek doszło w środę, 20 kwietnia, kwadrans po północy. W zagrożonym rejonie przebywało łącznie 42 pracowników. Rozpoczęła się akcja ratownicza, a w kierunku ściany ruszyli ratownicy. Jednak dwie godziny później doszło do drugiego wybuchu. To właśnie konsekwencje drugiego wybuchu były najtragiczniejsze.
Zerwany kontakt
Chwilę wcześniej jeden z górników pracujących w ścianie, który został ranny w pierwszym wybuchu, wzywał pomocy przez kopalniany system łączności, więc w jego kierunku wyruszył pięcioosobowy zastęp ratowników. Niestety, nigdy nie dotarli na miejsce, a po drugim wybuchu kontakt z nimi został zerwany.
Utracono również kontakt z dwoma ratownikami z drugiego zastępu, który przebywał w rejonie prowadzonej akcji. Te dwa zastępy poszukiwały łącznie trzech zaginionych górników, którzy pracowali w rejonie ściany. Ten bilans poszukiwanych wzrósł do ośmiu osób w momencie, kiedy utracono kontakt ze wspomnianym już zastępem ratowniczym.
Nad ranem sztab akcji zdecydował o wstrzymaniu działań poszukiwawczych, a ratownicy skupili się na odbudowie zapory pyłowej, zabezpieczającej przed wybuchem metanu bazę ratowniczą.
– Z uwagi na wzrost zagrożenia ponownego wybuchu metanu i z uwagi na fakt, że doszło do uszkodzenia pewnych zabezpieczeń, które chronią ratowników, obecnie w strefie zagrożenia nie prowadzimy żadnych działań. Te działania będą oczywiście wznowione – poinformował Waldemar Stachura, dyrektor biura produkcji w JSW.
W środę we wczesnych godzinach popołudniowych ratownicy zakończyli uzupełnianie zapory przeciwpyłowej zabezpieczającej rejon prowadzonej akcji przed wybuchem metanu i wznowili poszukiwania. Jeszcze w nocy bilans katastrofy wzrósł o dwóch zmarłych górników, ale ta liczba zaczęła rosnąć. Po południu było to już pięć osób – cztery zmarły na stanowiskach pracy, jedna w szpitalu w Siemianowicach Śląskich.
Samo wejście ratowników w rejon wypadku okazało się jednak bardzo trudne.
– Decyzja o wejściu w rejon wypadku to nie będzie tylko kwestia atmosfery kopalnianej. Musimy sprawdzić wszystkie dodatkowe warunki. Dopiero wtedy podjęte zostaną decyzje. Już teraz grupa naukowców, która jest w sztabie, analizuje dane przesłane przez pracowników, którzy wyprowadzali czwartą ofiarę. Mają dane dotyczące składu atmosfery, prędkości i ilości powietrza, które tam jest. Na tej podstawie kierownik akcji podejmie decyzję. Odległość do przejścia jest bardzo krótka, to około 300 m, a wyrobisko nie jest zniszczone. Natomiast decyzję o wejściu musi poprzedzić dokładna analiza wentylacyjna – argumentował Tomasz Cudny, prezes JSW.
Jak dodał, ściana, w obrębie której doszło do dwóch wybuchów metanu, pracowała, miała dobre wyniki i nie było żadnych oznak, że coś może się wydarzyć.
Warunki na dole wciąż jednak były bardzo trudne. Przez całą noc ze środy na czwartek 13 zastępów ratowników wyposażonych w aparaty tlenowe prowadziło intensywne prace mające na celu przywrócenie atmosfery w zagrożonym rejonie do bezpiecznych stężeń gazów. Zabudowali wentylator i ponad 200 metrów lutniociągu – instalacji umożliwiającej wtłoczenie czystego powietrza. Równolegle rozciągali linię chromatograficzną, która umożliwia stały pomiar atmosfery i miała ostrzec przed niebezpiecznym stężeniem gazów.
– Bez dodatkowego doprowadzenia powietrza, wejście ratowników w ten rejon byłoby niemożliwe. Musieliśmy wycofać ludzi i wykonać odrębną wentylację. Zastępy ratownicze idą po ludzi, z którymi nie mamy obecnie kontaktu. W tej chwili ich bezpieczeństwo jest dla nas najważniejsze – argumentował w czwartek przed południem prezes Cudny.
W tym momencie ratownicy znajdowali się około 280 metrów od skrzyżowania chodnika nadścianowego ze ścianą. To właśnie w tym miejscu ostatni raz był kontakt z zaginionym zastępem ratowniczym. Oprócz tego poszukiwano również dwóch górników, którzy pracowali w ścianie.
Kolejne eksplozje
W czwartek 21 bm., ratownicy stopniowo poruszali się do przodu, ale wieczorem dotarły kolejne tragiczne wieści. Pomiędzy godziną 19.37 a 20.01 doszło do kolejnych dwóch wybuchów. Pierwszy z nich miał miejsce chwilę po tym, kiedy ratownicy dołożyli kolejny odcinek lutniociągu. Podmuchy wybuchu objęły 10 ratowników. Stan trzech z nich lekarze określili jako ciężki.
W nocy miały miejsce kolejne wybuchy. W piątek rano sztab akcji podjął decyzję o odcięciu i odizolowaniu rejonu katastrofy.
– Akcja ratownicza będzie prowadzona celem zaizolowania tego rejonu kopalni, żeby nie zagrażał funkcjonowaniu ludzi w innych częściach zakładu. To są bardzo trudne decyzje, musimy jednak myśleć o bezpieczeństwie ratowników. Wysyłanie ich w tak niebezpieczny rejon byłoby ryzykowne i tym samym bardzo nieodpowiedzialne – powiedział w piątek 22 bm. przed godz. 10 prezes JSW.
Powrót po miesiącach
Prezes JSW nie pozostawił wątpliwości, że powrót do odciętego rejonu katastrofy to kwestia miesięcy.
– To jest duży obszar i duży rejon. Próbujemy też przeanalizować możliwość dostępów otworami, żeby tam wpuścić gazy inertne. Natomiast to wszystko będzie można zrobić dopiero po wykonaniu korków izolacyjnych doszczelniających dopływy powietrza do rejonu – wskazał Cudny.
Równie tragiczne wieści w ciągu kolejnych dni spływały z Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich, gdzie trafili poparzeni w Pniówku górnicy. Placówka przekazała informacje o śmierci pięciu kolejnych górników, którzy byli w najcięższym stanie. W Centrum wciąż przebywa 19 górników – ofiar wypadku w kopalni Pniówek. Jeden poszkodowany przebywa na Oddziale Anestezjologii i Intensywnej Terapii, a 17 na innych oddziałach szpitala.
Badaniem przyczyn katastrofy oraz tego, jak przebiegała akcja ratunkowa, zajmą się górniczy eksperci oraz śledczy. W piątek, 22 kwietnia prezes Wyższego Urzędu Górniczego Adam Mirek powołał Komisję do zbadania przyczyn i okoliczności wybuchu metanu oraz wypadku zbiorowego w kopalni Pniówek. Dwa dni wcześniej śledztwo w sprawie katastrofy w kopalni wszczęła Prokuratura Okręgowa w Gliwicach.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.