23 marca 1971 r.,w kopalni Mikulczyce-Rokitnica w Zabrzu, na poziomie 780 m, nastąpiło tąpnięcie i zawał stropu. W katastrofie zginęło 10 górników, ale mimo to wydarzenie szybko zostało nazwane „cudem w Zabrzu”. Wszystko za sprawą historii Alojzego Piontka, do którego ratownicy dotarli po 158 godzinach od zawału.
Do katastrofy doszło po godz. 16, a przyczyną było silne tąpnięcie górotworu. W efekcie chodnik eksploatacyjny pokładu 508 został całkowicie zasypany na odcinku o długości 72 m. Sześciu rannych górników wydobyto niedługo po zawale. Następnego poszkodowanego dopiero dwa dni później, a w kolejnych trzech dniach wywieziono na powierzchnię ciała siedmiu górników.
Zaginiony było wciąż trzech górników, a z każdym dniem malała szansa, że któryś z nich przeżył. Tymczasem 30 marca, tuż po godz. 5 rano, nadsztygar Alojzy Wylężek usłyszał głos. To wołał 37-letni rębacz Alojzy Piontek: „Czy to wy, sztygarze? Pomóżcie mi, nie mogę się stąd wydostać”.
Po 158 godzinach od wypadku Piontek został uwolniony. Pod ziemią przetrwał bez wody i jedzenia, pijąc własny mocz. Przetrwał dzięki temu, że udało mu się dotrzeć do niewielkiej niszy, którą utworzył zawał. Piontek całkowicie stracił poczucie czasu i wydawało mu się, że pod ziemią spędził góra dwa dni podczas gdy od zawału minął niemal tydzień.
Uratowanie Piontka stało się symbolem udanej akcji ratowniczej i ratowniczej zasady, że „zawsze idzie się po żywego”. Po katastrofie Alojzy Piontek nigdy już nie zjechał na dół. Stał się za to postacią publiczną – bohaterem filmu dokumentalnego, książki, a nawet komiksu.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Należy jeszcze dodać , że Pan Alojzy wyjechał później do Niemiec gdzie zmarł