Ponad 12 lat temu krajowe media obiegła wiadomość o opracowaniu przez profesora Dobiesława Nazimka z Uniwersytetu Marii Skłodowskiej Curie w Lublinie (UMSC), metody wytwarzania benzyny z wykorzystaniem dwutlenku węgla. Była to wtedy naukowa, a także technologiczna rewelacja na skalę światową.
Znaczenie jego wynalazku porównywane było z konstrukcją w 1853 r., pierwszej lampy naftowej Ignacego Łukasiewicza. Sprawa ta wraca do ponownego rozpatrzenia, nie tylko z powodów rekordowych cen ropy naftowej, ale także na skutek kilku nieudanych prób przemysłowego wykorzystania tej metody.
Nie wdając się w szczegóły tych niepowodzeń, istotną informacją w tej sprawie jest przejście w tym roku profesora na emeryturę i w domyśle zaniechanie współpracy z jego macierzystą uczelnią. Profesor ma obecnie 67 lat i zapewne nie jego wiek zadecydował o tej decyzji.
Przyglądając się karierom polskich naukowców, nie sposób nie zauważyć, że jedyną szansą na wdrożenie ich wynalazków jest poparcie państwowej uczelni i wyłożenie na to odpowiednich funduszy. Nie jest żadną tajemnicą, że w polskiej nauce, od strony kierownictwa zdominowanej przez jej utytułowanych administratorów dominuje rywalizacja, która nie przebiera w środkach dla pokonania swoich rywali.
Zdolni naukowcy, którzy nie posiadają własnego zaplecza finansowego w walce o naukowy prestiż padają jak przysłowiowe muchy. Nie wiemy, czy ta atmosfera szczególnej zawiści była najistotniejsza w sparaliżowaniu przemysłowego wykorzystania tej metody. Ponieważ w całym kraju na państwowych uniwersytetach i placówkach naukowych atmosfera ta jest panującym standardem, prawdopodobnie nie inaczej było na UMSC.
Profesor Nazimek słusznie nie wypowiada się na ten temat. Powstaje jednak pytanie skąd o tym wszystkim wiemy?
Naukowcy dotknięci tym szczególny traktowaniem, nie chcąc pogarszać i tak wokół nich panującej złej atmosfery milczą, jak zaklęci. Podobnie też milczy profesor Nazimek.
Dowód na istnienie tej sytuacji można uzyskać poprzez przyjrzenie się tym, którzy mimo wszelkich przeszkód i szykan osiągnęli pożądany sukces naukowy. Otóż nic łatwiejszego, jak zapoznać się ze śląskimi laureatami Nagrody Nobla. Oto znacząca większość z nich była zatrudniona na prusko-niemieckich uniwersytetach i prawdopodobnie doskonale zdawała sobie sprawę z istnienia wspomnianej na wstępie atmosfery niemożności, zawiści i wszelkich innych tego rodzaju metod. Otóż, wszyscy ci laureaci swoje badania i wdrożenia przeprowadzili jako osoby prywatne, posiadające własne laboratoria i którzy byli finansowani przez przemysł zainteresowany ich odkryciami.
W ten sposób unikali oni owej „bezinteresownej” metody stawiania im wszelkich przeszkód przez uniwersyteckich administratorów w sprawach funduszy, miejsca i czasu pracy, oraz wszelkich innych z tym związanych problemów. Czy istnieje zatem możliwość powtórzenia u nas tego rozwiązania?
Trzeba odpowiedzieć na to negatywnie. O ile istnieje szansa oderwania się od paraliżującej „opieki” macierzystej uczelni, to brak przemysłowych sponsorów, jest w naszej sytuacji, czymś naturalnym.
Rzecz jest w tym, że zarówno uczelnie, jak i podstawowy przemysł w RP został generalnie w tej samej państwowej strukturze PRL, czego nigdy nie było Niemczech. Stąd śląscy naukowcy mieli autentyczne zainteresowanie przemysłu, a nie wynikające tylko z nakazowo politycznych decyzji, jakie obecnie dominują w tym środowisku.
Po to, aby zmienić te niekorzystne relacje pomiędzy nauką a przemysłem, to przynajmniej jedna strona musi dysponować rzeczywistą niezależnością od państwowych administratorów, którzy nie pozwolą na to, aby ktokolwiek bez ich zgody osiągną jakikolwiek sukces naukowy i gospodarczy.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.