Zakochali się w Górnym Śląsku i jego architekturze. Pracują nad art-bookiem, w którym pokażą tutejsze kopalnie. Biorą udział w wystawach. Prowadzą w Świętochłowicach kawiarnię artystyczną Dywan Kawa. Teraz jednak to wszystko zeszło na plan dalszy, bo Anastasia Alfiorowa i jej mąż Oleksandr Babich wszystkie siły skupiają na jednym celu – pomocy ojczyźnie Ukrainie i tym, których tam zostawili. Wyprzedają swoje grafiki. Część pieniędzy przekazali już rodzinie w Charkowie, za resztę chcą sfinansować transport rodaków z granicy, zapewnić im na Śląsku dach nad głową i wszystko co potrzebne do życia.
Małżeństwo ukraińskich grafików na Górny Śląsk przyjechało w 2017 roku. Zachwycili się tutejszą architekturą poprzemysłową, osiedlami robotniczymi. Zamieszkali w Bytomiu, a w Świętochłowicach przy ul. Katowickiej 4 od niespełna 2 lat prowadzą kawiarnię artystyczną Dywan Kawa. To tam właśnie teraz można kupić ich prace i pomóc ludziom uciekającym z zaatakowanego przez armię Putina kraju.
- Jesteśmy dziećmi Charkowa, miasta we wschodniej części Ukrainy. Tam mijały nasze lata studenckie, tam stawialiśmy pierwsze kroki na ścieżce kariery artystycznej. Tam przeszliśmy przez najważniejsze etapy naszego rozwoju jako ludzie i jako artyści. Dzisiaj odczuwamy ból i strach. Nasi rodzice mieszkają w Charkowie, a dziadkowie w pobliskiej wsi. Mamy z nimi kontakt. Na szczęście działa internet i telefony. Ponad wszystko chciałabym, żeby tutaj przyjechali. Tak rodzina, jak i nasi znajomi. Zapewnimy im transport z granicy, mieszkanie na początek i wszystko czego będą potrzebować. Odpowiadają, że obecnie nie da się z Charkowa wydostać, ale zrobią to, gdy tylko pojawi się taka szansa – mówi Anastasia Alfiorowa.
Odległość do pokonania jest ogromna. Brakuje paliwa, drogi są zapchane, a mosty powysadzane, by utrudnić przedostanie się rosyjskim czołgom. O ile z Kijowa jeszcze jadą pociągi na zachód, to z Charkowa już dzisiaj nie da się wydostać. Wyjazd to trudna decyzja, bo oznacza pozostawienie wszystkiego, na co pracowało się przez czasami nawet kilkadziesiąt lat.
Ukrainka opowiada, że 24 lutego, w pierwszy dzień agresji wojsk Putina, jej rodzice cały dzień przesiedzieli w mieszkaniu w kurtkach, ze spakowanymi plecakami, by w razie alarmu szybko pobiec do schronu, który znajduje się w bloku. Walki toczyły się zaledwie dwa kilometry dalej.
- W naszej kawiarni wyprzedajemy grafiki, wszystkie jakie mamy. Nie chcemy prosić o pieniądze, tylko dajemy coś w zamian, coś czym ludzie będą się cieszyli. Wiem, że to trudny czas na radość ze sztuki. Ale w końcu piękno jest tym, co robi z nas ludzi – podkreśla graficzka.
Sprzedaż prowadzą na miejscu, bo nie mają czasu na wysyłkę. Kiedy wczoraj, 24 lutego, napisali o tej akcji w mediach społecznościowych, kawiarnia zapełniła się ludźmi.
- Do godziny 22. sprzedaliśmy absolutnie wszystko, co było w kawiarni. Dzisiaj likwidujemy wystawę w Piekarach Śląskich i zwozimy grafiki do kawiarni, by też je sprzedać. Teraz liczy się każda złotówka – podkreśla.
Mówi też, że do tej pory bywało różnie. Jedni ludzie podchodzili do nich ze względu na narodowość przychylnie, inni wręcz przeciwnie. Od wczoraj jednak widzą tylko ogromne wsparcie.
- Nie potrafię powstrzymać łez, kiedy o tym myślę. Miałam wrażenie, że każdy, kogo poznałam osobiście, wczoraj tutaj do nas przyszedł, żeby wesprzeć, wyrazić gotowość do pomocy, zaoferować kanapę dla kogoś, kto będzie jej potrzebować. To jest dla nas bezcenne. Ludzie są wielcy, mają ogromne serca. Bardzo to doceniam – mówi graficzka.
Apeluje też o kontakt (przez profil na Facebooku @GrafikiSlask) osoby lub firmy chętne bezpłatnie przetransportować na Śląsk uchodźców z granicy na Śląsk.
Dla ukraińskiej artystki ważne jest, aby nie obarczać Rosjan jako narodu winą za to, co się dzieje.
- Oni cierpią tak samo jak my. Wielu przyjaciół napisało do mnie, że w tym momencie wstydzą się być Rosjanami. Nie mogą w żaden sposób wytłumaczyć tego, co się dzieje. To są wojska Putina i wojna Putina, a nie Rosjan. Ukraińcy nie czują nienawiści do Rosjan, nie chcą skłócić się z rosyjskim narodem. Mamy zarzuty do Putina i jego armii, i nie chcemy, żeby to się przekładało na zwykłych ludzi, którzy w proteście wychodzą na ulice, za co mogą stracić nie tylko wolność, ale i życie – podkreśla Anastasia.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.