Przez prawie wiek rozświetlała mrok w domach, miastach i podziemiach. Montowano ją w lampach ulicznych, pociągach, samochodach, motocyklach i rowerach. Chyba jednak największe uznanie znalazła u górników.
Karbidówka, karbidka, lampa acetylenowa, bo o niej tu mowa, miała swoje początki w odkryciu w 1862 r. przez niemieckiego fizyka Friedricha Woehlera tlenku wapnia, czyli karbidu. Związek ten ma taką właściwość, że pod wpływem wody wydziela acetylen, który jest gazem palnym. I od tego był tylko krok do skonstruowania nowego źródła światła. Wystarczyły dwa zbiorniczki – górny z wodą, dolny z karbidem i małą rurką z palnikiem. Z górnego zbiornika przez mały otwór kapała woda i pod jej wpływem z karbidu wydzielał się acetylen, który wydostając się z palnika po zetknięciu z ogniem zapalał się i palił jasnym, jednostajnym płomieniem.
Po żywicznym łuczywie, po glinianych lub metalowych kagankach na łój czy olej, po lampach olejowych to była prawdziwa świetlna rewolucja w górnictwie. Tym bardziej, że gdy do palnika karbidki zamontowano odbłyśnik, to świeciła ona trzy razy mocniej niż bez tego reflektorka.
Każdy górnik miał własną karbidkę, z którą z szychty wracał do domu i ją szykował na następny dzień roboty. Jego lampa była wykonana z żelaza, a dozoru z mosiądzu i miała odbłyśnik. W górnictwie węglowym używano ich do lat 60. ub. wieku, a w kopalniach rud i soli trochę dłużej.
W województwie śląskim są dwie gminy, które mają w swoim herbie karbidkę – Wręczyca Wielka i Konopiska. Przed laty na ich terenie wydobywano rudy żelaza.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.