Szczyt swoich możliwości – jak sam powiada – ma już za sobą. Nie rezygnuje jednak z dalszej kariery. Czeka na godnego przeciwnika i będzie walczył dalej. Powolutku wciela się też w rolę trenera. Dla wielu ambitnych trenować pod okiem Roberta Talarka to wielka sportowa przygoda, a zarazem zaszczyt.
O walce Patryka Szymańskiego z Robertem Talarkiem na gali MB Boxing Night w kwietniu 2019 r. w katowickim Spodku mówił cały pięściarski świat. Zaledwie pięć rund, a obaj zawodnicy aż dziesięciokrotnie leżeli na deskach ringu. Ostatecznie triumfował Robert. Pół roku później w Raszynie zaliczył on remisowy pojedynek ze świetnie wyszkolonym Aleksandrem Streckim.
W maju ub.r. musiał niestety uznać wyższość Łukasza Staniocha w walce o pas WBC Francophone wagi superśredniej podczas gali Polsat Boxing Night 10 w Szeligach. Niespełna trzy miesiące temu, podczas gali Silesia Boxing Show, Talarek powrócił w wielkim stylu, nokautując w drugiej rundzie Gruzina George’a Aduashviliego. To była jego ostatnia wielka walka stoczona przed własną publicznością.
Czeka na oferty
– Mój bilans to 25 zwycięstw, 14 przegranych i 3 remisy. Pytają mnie, co dalej? Odpowiedź brzmi: czekam na ofertę. Każdą, którą otrzymam, muszę dokładnie przemyśleć z moim sztabem. To nie są takie proste decyzje, można wypuścić się na zbyt głęboką wodę i zbyt dużo stracić. Ostatnimi laty nie walczę często, dwa starcia na rok, to w zupełności wystarczy. Teraz szanuję zdrowie, ponieważ boksuję na pół etatu, ale nie schodzę z ringu, choć zdaję sobie sprawę z faktu, że szczyt kariery mam za sobą – przyznaje Robert Talarek, czołowy polski bokser zawodowy, na co dzień pracownik ruchu Bielszowice kopalni Ruda.
Od pewnego czasu bokser wciela się w rolę trenera w zabrzańskim klubie ReShape. Wieczorami w poniedziałki i środy prowadzi zajęcia z seniorami, a także młodzieżą w wieku od 12 do 18 lat.
– Na treningi przychodzą zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Wszystkim dziewczynom i paniom polecam boks. Ta dyscyplina daje pewność siebie i kształtuje sylwetkę. U mężczyzn wyrabia szybkość, siłę i wytrzymałość. Co innego to bycie zawodowcem. Trzeba być przygotowanym na wyrzeczenia, szczególnie, gdy się jest gdzieś zatrudnionym i ma na utrzymaniu rodzinę – tłumaczy pięściarz.
– Ważne, żeby się nie zniechęcać. Ja od początku boksowałem i pracowałem w kopalni, na dole, w oddziale elektrycznym. Zbroimy i wyzbrajamy ściany. Muszę uważać w pracy, na treningu i w czasie walk. O wypadek i kontuzję nie jest trudno, a gdy się zdarzy, to człowiek jest wyjęty i z pracy, i z życia sportowego. No i trzeba trenować, zacisnąć zęby i ćwiczyć przed lub po pracy. Sukces sam nie przyjdzie – opowiada o swej karierze Robert Talarek.
Trzydziestoośmiolatek ma za sobą szesnaście lat kariery bokserskiej z pięcioletnią przerwą na studia w Wyższej Szkole Technicznej w Katowicach, gdzie uzyskał dyplom z inżynierii budownictwa. Razem z małżonką wychowują trzyletnią córeczkę.
– Staram się każdą wolną chwilę poświęcać rodzinie. W styczniu byliśmy razem w Zakopanem. Kocham góry. Wyjeżdżamy i tam trenuję, korzystając ze świeżego powietrza. To dużo daje, służy utrzymywaniu kondycji fizycznej – wyjaśnia.
Jedenaście nokdaunów
Trzy lata temu TVP zrealizowała film o karierze Roberta Talarka. Jego autorzy zjechali z Robertem 840 m pod ziemię, by pokazać z bliska, jak wygląda jego codzienna praca w kopalni. Wspólnie odwiedzili też miejsca na Śląsku, gdzie bokser się wychowywał. Podróż sentymentalna wiodła m.in. do Rudy Śląskiej, Katowic, Bytomia, Gliwic.
Robert lubi wspominać swoje sukcesy, często wraca do walk, które stoczył na ringach krajowych oraz we Francji, Szwecji, w Niemczech, Finlandii, Wielkiej Brytanii, Belgii i w Czechach.
– Z Szymańskim to była niezapomniana walka. Jest bardzo szybkim zawodnikiem. Po kilku ciosach myślałem, że przegram to starcie, bo dwukrotnie leżałem na deskach. Wcześniej nie było walk, żebym leżał już w pierwszych rundach. Ale przeciwnik nieco spuścił z tonu. Ja z kolei biłem mocno, celnie, dużo i konsekwentnie. W sumie zaliczyłem pięć nokdaunów, a przeciwnik sześć i tak się to skończyło – wspomina.
Miłośnicy boksu pamiętają z pewnością potyczkę Talarka z Hassanem Saku na szwedzkim ringu w 2015 r., zakończoną wygraną Polaka w II rundzie.
– Wyszedł mi wtedy świetnie lewy sierpowy. Uderzyłem niczym Kliczko, z rotacją, tak jak on, lewym sierpowym całym ciałem w przeciwnika. Podobna była walka z mistrzem Beneluksu Josimirem Paulino w Amsterdamie w 2016 r. Zawodnik bardzo klasowy i dwie rundy jednostronnego ataku na mnie. W III rundzie trafiłem go w szczękę. Był liczony. Chwilę potem dobiłem go kolejnym ciosem, wygrywając przed czasem. Na zagranicznych ringach trzeba powalić rywala na deski, sędziowie nie zawsze ferują sprawiedliwe wyroki. Tak to już jest w tym sporcie i trzeba wziąć poprawkę, gdy jedzie się na zagraniczne występy. Przykład Francja i walka z Frankiem Haroche. Nokaut techniczny w ósmej rundzie. Gdybym nie posłał go na deski i przyszło liczenie punktów, nie jestem pewien, czy wróciłbym do kraju z mistrzowskim pasem IBO Inter-Continental – opowiada o swej karierze Robert Talarek.
I wreszcie ta ostatnia, zwycięska walka na gali Silesia Boxing Show. Nokaut w drugiej rundzie pojedynku z Gruzinem George’em Aduashvilim. Ponownie seria mocnych ciosów i sędzia Robert Gortat nie miał wyboru, przerwał starcie.
Teraz najlepszy górnik wśród pięściarzy i pięściarz wśród górników, zdobywca tytułu IBF East/West Europe, czeka na swego kolejnego rywala. Tanio skóry nie sprzeda.
– Mam jeszcze o co walczyć. Będą emocje! – obiecuje.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.