W samą Barbórkę w ruchu Bielszowice, w wyniku wstrząsu, zginął górnik. Jego kolega z oddziału odniósł rany. Akcję ratowniczą dla portalu netTG.pl podsumowuje dr inż. Piotr Buchwald, prezes Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu.
- Jak ocenia pan akcję ratowniczą w ruchu Bielszowice pod względem trudności. Czy można porównać ją do tej z 4 marca br. w kopalni Mysłowice-Wesoła, gdzie fragmenty skał stropowych również przysypały dwóch górników?
- Akcja ratownicza w ruchu Bielszowice była akcją zawałową po zaistnieniu silnego tąpnięcia i – jak każda tego typu – była bardzo trudna. W tym przypadku jedynym elementem działającym na korzyść zarówno poszukiwanych, jak i samych ratowników górniczych, była atmosfera zdatna do oddychania, przez co nie było konieczności używania aparatów tlenowych. Energia wstrząsu, którego następstwem był zawał w ruchu Bielszowice, była bardzo duża. Opad skał stropowych i zniszczenie wyrobiska miało miejsce na odcinku około 50-60 m. Po dokonanych oględzinach wiemy, że skutki tąpnięcia zostały stwierdzone na odcinku około 200 m w chodniku przyścianowym, przed frontem ściany.
W powstałym rumowisku zalegały różnego rodzaju urządzenia, maszyny czy kable energetyczne. Każda akcja ratownicza jest inna, jednak gdybym miał ją porównać, to raczej myślami byłbym bliżej akcji ratowniczej prowadzonej w maju 2018 r. w kopalni Zofiówka, po bardzo silnym wstrząsie wysokoenergetycznym. W akcji ratowniczej liczy się czas. Jeżeli występuje sprasowany zawał wraz z ciężkimi elementami pociętych, stalowych urządzeń, to trudności z dotarciem do poszkodowanych są bardzo duże. I właśnie w tym miejscu chciałbym mocno podkreślić, że zawodowi ratownicy górniczy z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu są do tego typu akcji ratowniczych odpowiednio przygotowani. O tym decyduje sposób wyszkolenia, psychika, jak i dysponowanie najnowocześniejszym sprzętem ratowniczym do skutecznego prowadzenia takich trudnych działań. Będąc już w akcji każdy ratownik postępuje z pełną determinacją i zaangażowaniem. Oczywiście bezpieczeństwo musi również być zachowane, o czym oni doskonale wiedzą. Jednak akcja ratownicza prowadzona w ekstremalnie trudnych warunkach to stąpanie po „cienkiej linie”. Lecz w takich okolicznościach nie wyobrażam sobie innego podejścia, szczególnie tam, gdzie ratujemy ludzi. Jestem przekonany, że moja ocena nie jest odosobniona.
- Na miejsce akcji z CSRG dostarczono kamerę wideoendoskopową. Czy jej zastosowanie przyniosło jakieś efekty?
- Tak, zapadła taka decyzja i kamerę wideoendoskopową dostarczyliśmy do ruchu Bielszowice. Pozwoliła nam na ocenę stopnia zniszczenia wyrobiska przed frontem naszych działań oraz zlokalizowanie ewentualnej pustki, w której mógłby znajdować się jeden z poszukiwanych górników.
I tu dotykamy ważnego tematu, jakim jest wyposażenie Jednostki Ratownictwa Górniczego, w tym wypadku Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego. Nasi zawodowi ratownicy górniczy dysponują wysokospecjalistycznym, światowej klasy sprzętem, który sprawdza się w praktyce. Podam przykład najnowszego urządzenia namierzającego nadajniki w lampach górniczych – w naszym kraju są zaledwie dwa egzemplarze, w tym jeden w CSRG. Mine Search, bo tak się nazywa, jest bardzo chwalony przez ratowników ze względu na prostą i intuicyjną obsługę. To urządzenie było już zabierane na akcje, jednak w ruchu Bielszowice zostało po raz pierwszy przez nas użyte w praktyce i co ważne – sprawdziło się. Dzięki niemu precyzyjnie namierzono miejsce, w którym znajdował się pierwszy z poszukiwanych górników.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM.
Szczegóły: nettg.pl/premium
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.