- Dziś większość europejskich producentów stali żąda dopłaty do każdej tony stali, w związku z cenami energii oraz kosztami emisji dwutlenku węgla - mówi w rozmowie z portalem netTG.pl Gospodarka i Ludzie IWONA DYBAŁ, prezes Polskiej Unii Dystrybutorów Stali.
Czy polski rynek dystrybucji stali jest wystarczająco konkurencyjny?
Rynek dystrybucji i przetwórstwa stali w Polsce jest rynkiem bardzo konkurencyjnym. W odróżnieniu od wielu zachodnich rynków, jest również wciąż w znacznym stopniu rozdrobniony i niezależny od producentów. Oczywiście, mamy na krajowym podwórku zarówno dużych jak i powiązanych z hutami dystrybutorów, ale jest również miejsce dla niezależnych i mniejszych podmiotów, a także takich, którzy są silne ale działają tylko w regionie. Ta różnorodność jest pewną specyfiką polskiego rynku, którą uważam za jego siłę.
Przez lata nasz rynek się zmieniał, wielu wieszczyło, że dojdzie do silnej koncentracji lub też całkowitego powiązania dystrybucji z produkcją. To jednak nigdy nie nastąpiło i obecny kształt rynku utrzymuje się już od dłuższego czasu. Pojawiające się co jakiś czas inicjatywy współpracy poziomej, będą zapewne jeszcze częstsze w przyszłości, ale jak pokazała praktyka, są one niezwykle trudne do utrzymania w gronie silnie konkurujących, również ze sobą podmiotów.
Jak w tej konkurencji wypada Polska Unia Dystrybutorów Stali?
Na tym tle nasza organizacja, Polska Unia Dystrybutorów Stali, jest stabilnym i silnym elementem rynku, który buduje jego konkurencyjność już ponad 20 lat. To również świadczy o już bardzo dużej dojrzałości krajowych dystrybutorów i przetwórców stali, którzy niezmiennie przez dwie dekady współpracują, działają i pracują na rzecz rynku w ramach naszej organizacji. Jest to fakt tym bardziej warty pokreślenia, że nie w każdym europejskim kraju idea zrzeszania się i wspólnych inicjatyw może pochwalić się takim stażem, jak Polska.
Od 1992 r jest pani związana zawodowo z branżą hutniczo-stalową, a od 2012 r. kieruje PUDS. Jak w tym czasie zmienił się polski rynek stalowy?
Trudno nawet porównywać oba okresy, gdyż różniły się one diametralnie w każdy aspekcie. Przez ostatnie 30 lat dystrybucja i przetwórstwo stali, jako niezależna gałąź gospodarki, została zbudowana właściwie od podstaw. W tym okresie powstały nie tylko nowoczesne centra magazynowe, logistyczne, handlowe, ale także serwisowe, zorientowane na wiele różnych branż i potrzeb odbiorców.
Kiedyś zakup z huty był obwarowany zupełnie innymi czynnikami, nie mającymi często wiele wspólnego z ekonomią. Dziś przedsiębiorstwa zaopatrują się w materiał z całego świata i sprzedają go, gdzie tylko uznają to za opłacalne. Obecnie roczne zużycie stali w Polsce to 15 mln ton wyrobów gotowych, naprawdę imponujący wynik, stawiający nas w pierwszej trójce europejskich rynków. Ale te 30 lat dystrybucji to też czas trudny, mieliśmy bowiem okresy i kryzysów gospodarczych oraz nadużyć związanych z karuzelą vatowską. To wszystko sprawia, że nasz rynek jest niezwykle doświadczony i naprawdę umie radzić sobie w różnych sytuacjach.
Po pandemii dystrybutorzy stali osiągają bardzo dobre wyniki. W jaki zakresie to wynik rosnących cen stali, a w jakim wzrostu gospodarczego?
To wpływu obu tych czynników, bowiem zarówno popyt w pierwszym półroczu jak i ceny wsparte mniejszą podażą wzrastały. Jednak należy przy tym pamiętać, że ogromne wzrosty cen, z jakimi mieliśmy do czynienia, wynikał właśnie z mniejszych dostaw i brakami materiału, jakie przyniosły ze sobą popandemiczne zaburzenia w łańcuchach dostaw.
Oznacza to, że był to rynek producentów i oni dyktowali ceny, których tylko przekaźnikiem do końcowego odbiorcy był dystrybutor. Oczywiście, ci z dystrybutorów, którzy mieli zbudowane duże magazyny, mogli skorzystać najwięcej na takim rozwoju sytuacji.
Czy polskie hutnictwo, które przez lata należało do największych w Europie, zaspokaja potrzeby polskiego rynku stali?
Z jednej strony polskie hutnictwo na przestrzeni ostatnich dekad ogromnie się zmieniło, za sprawą gigantycznych pieniędzy zainwestowanych w modernizację. Z drugiej, musi cały czas mierzyć się z ogromnymi kosztami, choćby energii, co sprawia, że opłacalność produkcji w kraju maleje. Cios, jakim było dla polskiego hutnictwa zamkniecie wielkiego pieca w Krakowie, jest praktycznie nie do odwrócenia.
Jak zamknięcie wielkie pieca w Krakowie wpłynęło na produkcję stali w Polsce?
Produkcja stali w Polsce utrzymuje się na pewnym poziomie i trudno sobie teraz wyobrazić, abyśmy byli świadkami uruchomienia kolejnych mocy w kraju, nasz rynek produkcji osiągnął pewien poziom opłacalności, który trudno jest zwiększyć. Zaś popyt z roku na rok rośnie. W 2021 roku mieliśmy już miesiące, w których zużycie wyrobów gotowych było dwa razy większe niż krajowa produkcja stali surowej. To oznacza, że polski rynek musi posiłkować się stalą z importu, co jednak istotne, aż trzy czwarte tych dostaw pochodzi z Unii Europejskiej.
Huty w całej Unii Europejskiej mają problem z drożejącym złomem, ale też jego dostępnością na rynku. Czy tylko import jest w stanie temu zapobiec?
Problem złomu jest i będzie nabierał znaczenia. Dziś coraz więcej rynków broni się przed ucieczką złomu poprzez cła i inne instrumenty. Tak robią Chiny, tak postępuje Rosja, która właśnie zapowiedziała kolejną podwyżkę cła.
Takie jest również oczekiwanie w stosunku do Unii Europejskiej, która na dniach ma ogłosić swój plan na ochronę rynku złomu. Zmiany w obszarze produkcji jakie nas czekają, polegające na przejściu na piece elektryczne będą jedynie wzmagać zapotrzebowanie na złom, który w tym momencie jest w znacznym stopniu eksportowany. Myślę, że kolejnym krokiem producentów, po ochronie rynku przed importem z państwa trzecich, będzie właśnie powstrzymanie złomu przed ucieczką z Unii.
Ale złom to nie jedyny problem hut? W jakim stopniu koszty emisji CO2 podrażają koszty produkcji stali?
Oczywiście, koszty środowiskowe, koszty energii to wszystko problemy, z którymi huty muszą się mierzyć i które powodują, że cena stali cały czas utrzymuje się na wysokim poziomie. Dziś większość producentów europejskich żąda dopłaty do każdej tony stali, związanej właśnie z cenami energii lub kosztami emisji dwutlenku węgla. A to ma już bezpośrednie przełożenie na dystrybutorów, którzy muszą te dodatkowe koszty przełożyć na odbiorcę końcowego.
Trzeba również pamiętać, że w ramach programu „Fit for 55”kosztami emisji zostanie obłożony również import stali do Unii Europejskiej, stanie się to pod postacią węglowego podatku granicznego. CBAM już całkiem niedługo może sprawić, że import spoza Wspólnoty będzie nieopłacalny a więc teoretycznie, cały niezbędny materiał Unia Europejska ma konsumować z własnych zasobów. Czy tak się w istocie stanie, zobaczymy w przeciągu kilku najbliższych lat.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Przemył, i budownictwo ruszyło po pandemii, to i rośnie zużycie stali, a wraz z tym jej ceny, poza tym polskie hutnictwo mniej jej produkuje i popyt przewyższa podaż