W piłkę zaczął grać w wieku sześciu lat. Pierwszym jego klubem był Górnik Radlin. Potem trafił do Odry Wodzisław i z nią osiągał największe sukcesy. Był w jej kadrze, gdy grała w ekstraklasie.
Później granie łączył z pracą w kopalni. Karierę zatrzymała kontuzja, ale piłki nie porzucił. Gdy był już ratownikiem górniczym, trafił na ławkę trenerską. Jego drużyny mają styl, który z pewnością można przypisać ratownikom. Są nieustępliwe i walczą do końca.
Grając w Odrze, zdobył mistrzostwo Polski juniorów starszych i był pierwszy raz w życiu blisko ekstraklasy. Potem trafił na krótko do GKS-u Jastrzębie, a potem były Polonia Marklowice, Start Mszana i GKS Krupiński Suszec, gdzie w 2009 r. po zerwaniu ścięgna Achillesa zakończył przygodę z wyczynowym graniem w piłkę nożną.
– Po sezonach spędzonych w Odrze nie byłem pewien, czy szczęścia i talentu wystarczy na to, żeby grać zawodowo. Rezygnować nie chciałem, więc postanowiłem połączyć pracę z kontynuacją gry. Musiałem wybrać klub związany z kopalnią. W 2002 r. znalazłem się najpierw w Starcie Mszana, skąd przeszedłem do GKS Krupiński Suszec – wspomina Piotr Hauder, który obecnie jest trenerem KS Czarni Gorzyce i pracownikiem Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu.
Służba i futbol
Trafiając do pracy w kopalni, kontynuował bogate rodzinne tradycje. Pradziadek pracował w KWK Anna, dziadek Stanisław w Rybnickich Zakładach Remontowych, a drugi dziadek – Ludwik najpierw w Przedsiębiorstwie Budowy Szybów, a potem w KWK Moszczenica, z którą związany zawodowo był również tata Piotra Haudera – Henryk.
– Pracę w górnictwie rozpocząłem w 2002 r. w firmie EKO-JAS, a następnie przeniosłem się do Jastrzębskiej Spółki Węglowej, do kopalni Krupiński, gdzie w 2006 r. zostałem ratownikiem. W 2016 r. dyrektor Okręgowej Stacji Ratownictwa Górniczego Jan Syty – w związku z przejściem na emeryturę jednego z pracowników – potrzebował osoby do pracy w OSRG i otrzymałem taką możliwość. Od 2018 r. jestem zatrudniony w CSRG. Cieszę się, że mogłem trafić do ratownictwa, bo zawsze chciałem zawodowo pomagać ludziom – opowiada 41-letni ratownik, który uczestniczył m.in. w akcjach w ruchu Zofiówka i czeskiej Stonawie. W 2018 r. wraz z Marcinem Pypciem pomagał także ofiarom wypadku na autostradzie A1. Nie kryje, że służba niesie ze sobą czasem ciężkie chwile.
– Najtrudniejsze jest radzenie sobie z sytuacjami, kiedy pomimo podjętego ogromnego wysiłku, nie udało się pomóc poszkodowanym. Każde takie zdarzenie traktuję jako dużą lekcję pokory – wyznaje.
Odskocznią są różnego rodzaju pasje i hobby. Dla Piotra Haudera taką rolę pełni właśnie futbol.
– Miłość do piłki nożnej kwitnie we mnie od najmłodszych lat. Pomimo kontuzji i rezygnacji z grania wyczynowego dalej interesowałem się tą dyscypliną. Pierwszym klubem, który trenowałem, była Forteca Świerklany. Trafiłem tam dzięki mojej żonie Asi. Klub – po kolejnej nieudanej próbie awansu do ligi okręgowej – szukał nowego szkoleniowca. Kolega ze szkoły, w której uczy moja żona, był członkiem zarządu Fortecy Świerklany. Asia wspomniała mu o mnie. Potem były rozmowy i ostatecznie prezes Jarosław Maciończyk i wiceprezes Marcin Piksa zaproponowali mi posadę – wspomina.
Z Fortecą wywalczył dwa awanse. Najpierw do klasy okręgowej, a w 2012 r. do IV ligi. W 2013 r. odszedł z klubu, ale pod koniec sezonu wrócił, aby uratować go przed spadkiem. Zadanie zostało wykonane, a w sezonie 2013/2014 Forteca Świerklany stała się drużyną z czołówki IV ligi. Kolejnym klubem była Unia Racibórz. Tam stworzył ekipę, która spokojnie utrzymała się w IV lidze.
– W czerwcu 2015 r. otrzymałem propozycję pracy w II lidze w Nadwiślanie Góra. Nie zrezygnowałem z pracy zawodowej, a łączenie jej z pracą trenerską na szczeblu centralnym było dużym wyzwaniem. Sytuacja w Nadwiślanie, jak się wkrótce okazało, była daleka od ideału, ale ta przygoda w drugoligowym klubie czy mecz Pucharu Polski z ekstraklasowym Zagłębiem Lubin to bezcenne i ciekawe doświadczenia – wspomina.
Kolejnymi klubami były MKP Odra Centrum Wodzisław, Unia Turza, ponownie Unia Racibórz, Silesia Lubomia i Czarni Gorzyce z ligi okręgowej, których trenerem jest obecnie. Jesienią drużyna wygrała swoją grupę i czeka na rozpoczęcie rozgrywek w grupie mistrzowskiej.
– Przez te lata często zdarzało się, że musiałem ratować drużyny przed spadkiem i to się udawało. Tak to jest, jak się jest zawodowym ratownikiem – przyznaje ze śmiechem.
Będzie warto
Wśród trenerskich idoli wymienia Pepa Guardiolę – obecnego szkoleniowca Manchesteru City, oraz kontrowersyjnego Jose Mourinho. W gronie ulubionych piłkarzy wskazuje na Leo Messiego i Frenkiego de Jonga z Barcelony oraz legendarnego napastnika reprezentacji Niemiec i późniejszego szkoleniowca Jurgena Klinsmanna.
Na pytanie, jakim trenerem jest Piotr Hauder, mówi wprost, że wymagającym wobec siebie i wobec zawodników. Przyznaje, że ekipy, które prowadzi, są charakterne, walczące do końca, utrzymujące się przy piłce i dążące do dominacji nad przeciwnikami.
– Uważam, że drużyna musi być zdyscyplinowana w grze obronnej, tam nie powinno być zbyt dużo improwizacji, ale za to w ofensywie wręcz odwrotnie, tam kreatywność to podstawa i na to mocno zwracam uwagę – stwierdza.
Przyznaje, że jego najważniejszym celem jest to, aby jego żona Asia oraz córki Maja i Sara były szczęśliwe. A zawodowo chciałby podnosić swoje kwalifikacje, by być gotowym do niesienia pomocy.
– W piłce nożnej celem jest zrobienie kursu UEFA PRO i rozwijanie się jako trener. Mając cele przed sobą, nie tracisz motywacji. Mając marzenia, zyskujesz energię do działania. Swoim zawodnikom powtarzam zawsze: „Nie obiecuję, że będzie łatwo, ale będzie warto!” – podsumowuje.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.