Trzydzieści lat temu, 15 grudnia 1990 r. podpisano wyrok na zagłębie węglowe w Wałbrzychu. Decyzję o jego likwidacji podjął wówczas minister przemysłu Tadeusz Syryjczyk. Pod koniec tysiąclecia w mieście nie fedrowała już ani jedna kopalnia.
Proces likwidacji rozciągnięto na kilka lat. Początkowo od 1991 r. kopalnie Wałbrzych, Victoria i Thorez miały wydobywać węgiel tylko z najkorzystniejszych złóż. Z początkiem kwietni 1993 r. te trzy samodzielne dotąd zakłady połączone zostały w jeden organizm pod nazwą Wałbrzyskie Kopalnie Węgla Kamiennego, stając się jego oddziałami. Przy tej okazji przypomniano sobie o możliwości pozbycia się francuskiego komunisty z nawy zakładu górniczego fedrującego pomiędzy centrum miasta a Białym Kamieniem. Zmieniono więc nazwę Zakładu Górniczego Thorez na Julia.
Gdy w 1991 r. rozpoczynano proces likwidacji, w zagłębiu wałbrzyskim istniało 270 km drożnych wyrobisk kopalnianych. Sześć lat później, na początku 1996 r., zostało ich już tylko 17 km. Po drodze w 1994 r. zakończyły wydobycie ZG Chrobry i ZG Victoria. Dłużej od nich węgiel kamienny wydobywał ZG Julia, któremu Ministerstwo Przemysłu i Handlu zgodziło się na wydłużenie wydobycia do końca października 1996 r. Miało być ono prowadzone w udostępnionym pokładzie nr 664/665. Ostatni wózek z Julii wyjechał jednak 20 września 1996 r., jako że duży napływ wody ze stropu zniweczył plany eksploatacji ściany nr 202. Potem jeszcze przez kilka lat dowożono na teren kopalni węgiel z Górnego Śląska do tamtejszego zakładu przeróbki mechanicznej. Przemysł koksowniczy w Wałbrzychu nie został bowiem przewidziany do likwidacji.
Niewiele dłużej funkcjonował w zagłębiu zakład wydobywający antracyt. Tam ostatnią tonę wydobyto na powierzchnię 29 czerwca 1998 r. Do końca tysiąclecia zlikwidowano w zagłębiu wałbrzyskim 26 szybów. Wypełniono je melafirem, wydobywanym w pobliskich Górach Kamiennych. Taki los spotkał także szyb Kopernik - wielką inwestycję, która finalnie nie dała ani jednej tony węgla.
Likwidacja kopalń oznaczała pogorszenie poziomu życia niejednej rodziny. Przez pewien czas w Wałbrzychu obserwować można było obrazki jako żywo przypominające czasy sprzed drugiej wojny światowej. Odbywały się demonstracje i manifestacje byłych górników, pragnących zalegalizowania prowadzonego przez nich wydobycia węgla w płytkich wyrobiskach, zwanych biedaszybami. Władze pozostały nieugięte. Ludzie nie potrafili zrozumieć, dlaczego to, co im się opłaca, dla ministerstwa było nierentowne ekonomicznie. Co jakiś czas prasa wałbrzyska podawała smutne doniesienia o kolejnej osobie, która zginęła w biedaszybach. Na dobrych kilka lat Wałbrzych stał się synonimem biedy i zapaści. Do czasu, aż wielokrotnie bardziej przebił go w tej konkurencji górnośląski Bytom.
Część górniczego dziedzictwa w Wałbrzychu ocalono. Przy szybie Julia zgromadzono trochę eksponatów, uruchomiono też trasę podziemną w dawnym schronie przeciwlotniczym. Ambitne plany względem Lisiej Sztolni zniweczyły obfite opady deszczu, które zalały środkowy odcinek wyrobiska.
Niektórzy fachowcy powiadali, że nie trzeba było zasypywać szybów, tylko wstrzymać wydobycie, czekając na poprawę koniunktury. Ta rzeczywiście nadeszła, gdy już było za późno. W zagłębiu wałbrzyskim czekają więc niewydobyte tony węgla. Dzisiaj sięgnięcie po nie wydaje się nierealne ze względu na politykę Unii Europejskiej. Żadna organizacja nie jest jednak wieczna i nie wiadomo, co będzie z wałbrzyskim węglem powiedzmy po 2050 roku...
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Polak się nie liczy żeby w Brukseli , Paryżu Muzułmanin i w Berlinie Turek byli spokojni zachód musi zarabiać na sprzedaży prądu do Polski potrzebna jest euro dla zasiłki na ich rodziny Polska rynkiem zbytu lub Murzynem zachodu w ich fabrykach Śląskie kopalnie do zamknięcia Greenpic już dostało premie