Lawina zakażeń koronawirusem wśród załóg śląskich kopalń przywołała do opinii publicznej dyskusję o tym, dlaczego w okresie pandemii nie podjęto decyzji o zamknięciu kopalń, tak jak uczyniono to w innych zakładach przemysłowych. Temat ten podejmowaliśmy już na naszych łamach, ale przypomnijmy, że jest to po pierwsze – niezgodne z prawem, po drugie – niebezpieczne, a wręcz niewykonalne, a po trzecie – spowodowałoby ogromne straty ekonomiczne dla spółek Skarbu Państwa.
Nawet jeśli spółki podjęły decyzję o wstrzymaniu wydobycia, oznacza to, że kopalnie pracują nadal, w ograniczonym do niezbędnego minimum składzie osobowym.
– Pojęcie „zamknięcie kopalni” lub „uśpienie kopalni na określony czas” wiąże się jedynie ze wstrzymaniem robót górniczych eksploatacyjnych, takich jak prowadzenie ścian i prace drążeniowe, czyli prowadzenie wyrobisk korytarzowych – wyjaśnia Trybunie Górniczej dr inż. Sylwester Rajwa, kierownik Zakładu Technologii Eksploatacji, Tąpań i Obudów Górniczych Głównego Instytutu Górnictwa.
Zakład górniczy, kopalnia to – co podkreśla dr inż. Adam Mirek, prezes Wyższego Urzędu Górniczego – szczególne miejsce pracy, którego nie można porównać ze zwykłym biurem, firmą produkcyjną czy usługową, bo nie można go z godziny na godzinę zatrzymać, a ludzi wysłać do pracy zdalnej czy na zaległy urlop.
Jedyną techniczną i prawną możliwością zminimalizowania liczby osób w zakładzie jest właśnie wstrzymanie wydobycia i prowadzenie tylko naprawdę niezbędnych prac.
– W tym czasie wszystkie wyrobiska korytarzowe i ścianowe muszą być kontrolowane w zakresie ich stateczności i zagrożenia pożarowego, a większość z nich także w zakresie zagrożenia metanowego, tąpaniami, wodnego – tłumaczy Sylwester Rajwa.
Rozpoznanie danego zagrożenia oraz podejmowanie prac profilaktycznych wymaga bezpośredniego przebywania określonej liczby pracowników na dole kopalni, co z kolei wymusza utrzymywanie także w ruchu specjalistycznej załogi wyrobisk i urządzeń transportowych.
– Ewentualny brak takiego nadzoru, co jest niezgodne z obowiązującym Prawem geologicznym i górniczym, lub zbyt późna reakcja może decydować o istotnym wzroście zagrożenia życia i zdrowia załogi oraz powstaniu ogromnych strat ekonomicznych w postaci np. utraty wyposażenia technicznego lub części złoża przeznaczonego do eksploatacji – dodaje ekspert GIG.
Jak długo potrwa sytuacja, w której w części kopalń nie prowadzi się klasycznej eksploatacji? Trudno w tej chwili odpowiedzieć na to pytanie, ale jeśli kopalnie mają przetrwać, ten okres na pewno nie może być przeciągany w nieskończoność.
– Nie da się wyłączyć z funkcjonowania żadnego ogniwa zakładu wydobywczego, bo to wszystko stanowi jedną całość, każdy element technologiczny. Owszem, wyłączenie z ruchu zakładu górniczego przy zachowaniu procesu odmetanowania, odwadniania czy wentylacji i kontroli przeciwpożarowej może mieć miejsce, ale nie na dłużej niż na dwa tygodnie. Tyle kopalnia może wytrzymać bez wydobycia– podkreśla prezes Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Górnictwa Jerzy Markowski.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Najwyższy czas zmienić regulacje prawno-podatkowe o których się mówi i stanowią ogromne obciążenie dla Krajowych Spółek Węglowych, a nic w tym temacie się nie robi.
Jako portal Górniczy słabo informowaliście o wyjeździe do Warszawy. Cienko opisywaliście posady związkowców w firmach okołogórniczych, program emitowany w TWN. Przypominacie trochę TWP1. A BHP w górnictwie ? Tragedia, temat rzeka i ktoś kto tego nie doświadczył na własnej skórze nie uwierzy.