W najbliższym czasie nie można liczyć na umocnienie się złotego wobec euro, dolara czy franka. Pogorszenie nastrojów spowodowane zamrożeniem gospodarek i w konsekwencji bardzo złymi danymi makroekonomicznymi, jak również widmo kolejnej, trzeciej już obniżki stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej wpłyną na odpływ inwestorów od walut rynków wschodzących, za jaki wciąż uważana jest Polska. Jednak w perspektywie kilkunastu miesięcy złoty powinien się umocnić nawet do 3,80 zł za dolara, uważa analityk walutowy Marcin Kiepas.
– Trwający obecnie w Europie proces odmrażania gospodarki, który w poszczególnych państwach przebiega w różnym tempie, nie powinien mieć bezpośredniego wpływu na zachowanie rynku walutowego – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Marcin Kiepas, analityk walutowy. – Wydaje się bowiem, że proces ten został już wcześniej zdyskontowany, tak samo jak fatalne dane, którymi obecnie zalewany jest rynek. To, co w przyszłości może wpłynąć na zachowanie rynku walutowego, to przede wszystkim twarde dane świadczące o tym, w jakim tempie wraca w Europie aktywność gospodarcza.
Po zamrożeniu europejskich gospodarek i dwóch obniżkach stóp procentowych w Polsce złoty osłabił się w stosunku do głównych walut. Od początku roku euro umocniło się wobec polskiej waluty o prawie 7 proc., zaś amerykański dolar o ponad 10 proc., podobnie jak frank szwajcarski. W kwietniu nastąpiło ustabilizowanie kursów na poziomach 4,55 zł za euro, 4,20 zł za dolara i 4,33 za franka. Zdaniem eksperta nie jest to jednak koniec osłabiania się złotego, a w najbliższych miesiącach nie będzie żadnych przesłanek, które mogłyby ten trend odwrócić.
– Uważam, że na fali pogorszenia nastrojów na rynkach globalnych, ale też w związku z dość prawdopodobną obniżką stóp procentowych w Polsce, złoty będzie tracił na wartości. W efekcie w scenariuszu minimalnym zostaną przetestowane szczyty z marca, czyli euro podrożeje do 4,63 zł, dolar do 4,30 zł, a szwajcarski frank do 4,40 zł – przewiduje Marcin Kiepas. – Nie jest wykluczone, że te szczyty zostaną przekroczone o kilka groszy na przełomie czerwca i lipca. Dobrą wiadomością jest natomiast to, że to byłby już koniec osłabienia polskiej waluty.
Rada Polityki Pieniężnej po ponad pięciu latach obniżyła w marcu stopy procentowe, a trzy tygodnie później pogłębiła ten ruch. W efekcie stopa referencyjna spadła z i tak rekordowo niskiego poziomu 1,5 proc. do 0,5 proc., zaś stopa depozytowa spadła do zera. W maju jedyne, decyzyjne posiedzenie RPP odbędzie się wyjątkowo 28 maja zamiast tradycyjnie w pierwszy wtorek i pierwszą środę miesiąca, zapewne dlatego, by jej członkowie mogli poznać jak najwięcej danych przed podjęciem decyzji. W ubiegłym tygodniu rynek otrzymał serię fatalnych danych PMI – w Polsce wskaźnik nastrojów w przemyśle spadł do najniższego w 22-letniej historii indeksu poziomu 31,9 pkt, natomiast w Indiach usługowy PMI runął do poziomu 5,4 pkt po 49,3 pkt w marcu. Byliśmy także świadkami historycznej obniżki stóp w Norwegii – bank centralny tego kraju ściął stopy o 25 punktów bazowych do zera. Była to trzecia z rzędu obniżka; jeszcze dwa miesiące temu główna stopa procentowa pozostawała na poziomie 1,5 proc., podobnie jak w Polsce. Od początku roku norweska korona straciła do euro 11 proc., a do dolara – 14 proc.
– Później oczekiwałbym powolnego umacniania się złotego, w efekcie czego w perspektywie 12 miesięcy wróciłby nie tylko do obecnych poziomów, ale też do tych, które uznaje się za bardziej neutralne z długoterminowego punktu widzenia. W przypadku euro są to okolice 4,30 zł, natomiast jeżeli chodzi o dolara – przy założeniu, że w perspektywie 12–18 miesięcy kurs euro do dolara wzrośnie mniej więcej do 1,13–1,14 – w relacji do złotego mógłby potanieć do 3,80 zł – podsumowuje analityk.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.