Niemiecki rząd planuje całkowitą rezygnację z górnictwa węgla brunatnego. Proces wygaszania odkrywek ma zakończyć się w 2038 r. Tymczasem w u.br. niemieckie kopalnie w Łużycach wydobyły prawie 180 mln t surowca. Tegoroczna produkcja nie będzie już tak duża. Na przeszkodzie stanęli m.in. ekolodzy.
U naszych zachodnich sąsiadów węgiel ma ok. 43 proc. udziału w miksie energetycznym. Tamtejszy system nadal musi korzystać z elektrowni konwencjonalnych. OZE nie zdołają zapewnić krajowi bezpieczeństwa energetycznego. Dlatego w Łużycach najchętniej uruchomiono by nowe odkrywki, np. w Welzow-Süd, gdzie zasoby surowca wystarczyłyby do 2040 r. przy rocznej produkcji 20 mln t. Tak się jednak nie stanie. Rząd niemiecki, pod naciskiem ekologów, zdecydował się na ostateczne zerwanie z węglem brunatnym do końca 2038 r.
Rządowa komisja ma teraz za zadanie przygotować plan zakończenia wydobycia surowca. Będzie trzeba przede wszystkim łagodzić konsekwencje zamykania kopalń. Według szacunków chodzi łącznie o 70 tys. miejsc pracy. Kopalnie w Nadrenii, Łużycach, w środkowych Niemczech i w Helmstedt zatrudniają ponad 20 tys. osób.
- To wielki problem. Trzeba podjąć wspólne działania. Dlatego m.in. ruszył projekt pod nazwą MinGenTec (Mining & Generation Technology). Inicjatywa powstała w wyniku restrukturyzacji przemysłu energetycznego i węgla brunatnego na trenie Łużyc. Zrzesza przedsiębiorców, którzy bezpośrednio lub pośrednio związani są z górnictwem węgla brunatnego. Ci obawiają się, że po 2038 r. zostaną bez środków do życia. Aby temu zapobiec, już dziś musimy zająć się ich reorientacją zawodową i nakreślić plan restrukturyzacji terenów po byłych odkrywkach – podkreśla Aleksander Knapczyk z Izby Przemysłowo-Handlowej w Cottbus.
Jej przedstawiciele na początku września odwiedzili tegoroczne targi górncze w Katowicach, aby szukać partnerów do wspólnych projektów.
- Nie chcemy, aby ci ludzie wyjechali za pracą w głąb Niemiec i pozostawili po sobie pustkę. Trzeba, żeby zostali tu, gdzie do tej pory żyli, w Łużycach. Polskie odkrywki również wiecznie funkcjonować nie będą. Przydałby się zatem wspólny projekt – tłumaczy Knapczyk.
Firmy z Łużyc, działające obecnie dla miejscowych kopalń, reprezentują różne specjalności, od logistyki poprzez automatykę przemysłową, aż po rekultywację.
Problemy górnictwa węgla brunatnego w Niemczech nie kończą się jedynie na Łużycach. W czerwcu kilkuset aktywistów zablokowało ruch kopalni Garzweiler w Nadrenii Północnej-Westfalii. W ub.r. ekolodzy protestowali przeciw planowanej przez koncern energetyczny RWE wycince resztek lasu pierwotnego w Hambach (Nadrenia-Palatynat) pod planowaną odkrywkę. Równolegle odbywała się manifestacja pracowników RWE, domagających się ochrony miejsc pracy.
- Niemcy mają 40 proc. energii z węgla, do tego atom i gaz – co daje w sumie 60 proc. energetyki podstawowej i dlatego mogą „bawić się” w OZE. Ale już sami obywatele w Niemczech mają powoli dość dokładania do zielonej energii ponad 25 mld euro rocznie. Według różnych danych w okresie niemieckiej Energiewende wydano 500 mld euro na energetykę odnawialną. Efekt? Redukcja emisji bliska zeru i 50 proc. wzrost kosztów energii – wylicza prof. Zbigniew Kasztelewicz.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Zwolnienie samych pracowników kopalni to jedna strona medalu a firmy produkujące i remontujące maszyny, przenośniki itp.? To są kolejne miejsca pracy. I nie byle jakie, górnictwo zapewnia firmom zewnętrznym wieloletnie i pewne kontrakty, czasem tłuste czasem chude ale zawsze są. Złapanie kontraktu i wejście w branże zapewnia dobry byt i dobrą płacę. Małe firmy mogą pozwolić sobie na zatrudnienie dobrych specjalistów i rozwój technologii. Zaoranie tej gałęzi będzie pięknie wyglądało w TV ale co dalej? Tak rynek nie lubi pustki, obecnie wszystko co się da to do Chin, ale co dalej? W Polsce oprócz kilku molochów pracy dla inżynierów nie ma. Sprzedawanie i składanie gotowych klocków według wyuczonych schematów to nie projektowanie. Smutne to bardzo. W Niemczech jeszcze jakoś to wygląda, tam przemysł ciężki związany z górnictwem dostawał rządowe kontrakty na budowę wiatraków. A u nas? Fadroma równa kolejne zakłady i stawia się hale z magazynami czy taśmami. Odtwórcza praca bazująca na taniej sile roboczej, niskich cenach energii, słabym prawie ochrony ekologii i niewolniczych skłonnościach pracowników.