Po odnalezieniu nocą z czwartku na piątek, 22-23 sierpnia, zwłok jednego z dwóch grotołazów w jaskini Wielka Śnieżna TOPR ogłosił zakończenie akcji ratunkowej, w której uczestniczyły m.in. dwie specjalistyczne ekipy ratowników górniczych: z bytomskiej CSRG i KGHM.
Naczelnik TOPR Jan Krzysztof wyjaśnił, że nie ma już wątpliwości, że obaj poszukiwani mężczyźni nie żyją. Najprawdopodobniej poziom wód podniósł się na tyle, iż najpierw odcięły pochodzącym z Wrocławia speleologom drogę powrotną na powierzchnię a potem wypełniły komorę, w której przebywali. Poszukiwani mogli utonąć już w pierwszej lub drugiej dobie. Wydobycie ciał potrwa teraz kilka dni lub nawet tygodni - poinformował naczelnik TOPR, dodając, że odtąd prace trwały będą bez pośpiechu, w trosce o bezpieczeństwo ratowników.
Jaskinia, w której doszło do tragedii, jest najgłęszą (ok. 800 m) i najdłuższą w Tatrach, jej korytarze mają ok. 24 km i nie zostały jeszcze zbadane w całości. Największą trudność techniczną przy dotarciu do miejsca, w którym spodziewano się odnaleźć poszukiwanych speleologów, stwarzały niezwykle wąskie i skomplikowane przesmyki oraz zaciski, a także kruchość niektórych odcinków (w trakcie działań doszło m.in. do niebezpiecznego samoistnego obwału skał).
Niemal od początku akcji zakopiańscy ratownicy TOPR i Państwowej Straży Pożarnej z Krakowa postanowili użyć do poszerzania korytarzy środków pirotechnicznych. Nieocenioną pomocą służyli w tym zakresie specjaliści - ratownicy z KGHM Polska Miedź, doświadczeni w rozkruszaniu monolitycznych bloków skalnych. Fachowcy z Lubina wyposażeni byli w specjalny system do burzenia takich ścian.
Drugą grupę ratowników górniczych, których - jak już informowaliśmy w portalu netTG. pl - zadysponowano do pomocy w prowadzeniu akcji w jaskini Wielka Śnieżka, stanowił dwuosobowoy zespół z Sekcji Alpinistycznej przysłany z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu. Zawodowi ratownicy górniczy przywieźli specjalną podwodną kamerę introskopową, pozwalającą na penetrację prześwitów i korytarzy w ekstremalnych warunkach na odcinku do 15 m. Średnica kamery mierzy zaledwie 8 mm.
Bytomskiego introskopu użyto m.in. w poniedziałek, 19 sierpnia, jednak wówczas kamera nie potwierdziła obecności poszukiwanych mężczyzn w badanych przestrzeniach.
- Pod względem ciasnoty, konieczności przeciskania się działania w jaskini można porównać do akcji zawałowych w kopalniach. Jednak jeśli chodzi o obszar działania, trudność dostępu do tego miejsca czy występującą tam niską temperaturę, trzeba powiedzieć, że ta akcja przebiega w naprawdę ekstremalnych warunkach - oceniał w rozmowie z dziennikarzami Marcin Świerczek - kierownik Pogotowia Specjalistycznego Górniczo-Technicznego CSRG w Bytomiu.
Ratownik podkreślił, że mimo podobieństw, akcja w jaskini różni się od działania w kopalniach zwłaszcza niską temperaturą (3-4 stopnie Celsjusza) oraz brakiem pomocniczego transportu, np. kolejowego, który pomógłby pokonać pierwsze etapy pod ziemią. W Tatrach od samego wejścia na powierzchni trzeba wciągać sprzęt na plecach. Niemożliwe jest też z powodu ciasnoty użycie aparatów tlenowych (które byłyby pomocne w trakcie strzelań pirotechnicznych, zawsze pogarszających atmosferę toksycznymi gazami). Samo wyjście z jaskini zabrało ratownikom górniczym aż 8 godzin. Pod ziemią bytomianie z CSRG dotarli do najdalszych rejonów, w których ratownicy spodziewali się natrafić na poszukiwanych speleologów, w rejonie tzw. Przemkowych Partii, ok. 500 m poniżej wejścia do jaskini.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.