W 2017 r. do Polski sprowadzono z zagranicy 13,3 mln ton węgla, w tym roku może to być o około jedną trzecią więcej. Nie jest to jednak zagrożenie dla polskiego węgla. Dlaczego? Bo płynący do nas głównie z Rosji surowiec jest wysokokaloryczny i nadaje się do spalania jedynie w domowych piecach i małych instalacjach.
Eksperci od górnictwa wyliczają, że wysoki import nie ma uzasadnienia w bilansach. W ubiegłym roku krajowe wydobycie węgla wyniosło 65,5 mln t, a zużycie 74,1 mln t, co oznacza deficyt krajowego węgla na poziomie 8,6 mln ton. Szczególnie wobec zredukowania w tym roku polskiego eksportu węgla - nie ma potencjału, aby zapotrzebowanie na węgiel w Polsce wzrosło do poziomu wymagającego aż 17-18 mln ton węgla z importu.
W tym roku import prawdopodobnie będzie za duży w stosunku do tego, co wynika z bilansu potrzeb i wielkości krajowej produkcji. Prawdopodobnie te kilka milionów ton zasili zwały importerów, którzy sprowadzając węgiel z zagranicy ponoszą to ryzyko.
Jak podkreśla prof. Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej, węgiel rosyjski jako wysokokaloryczny nie jest zagrożeniem dla naszych spółek górniczych.
- Nasza energetyka jest przystosowana do spalania mułów i najgorszych sortów węgla. Nawet, gdyby chciała, to nie może użyć węgla z Rosji, bo jest zbyt kaloryczny, nie ma technologicznych możliwości spalenia go przy produkcji energii – podkreśla ekspert.
Dodaje, że dzięki programowi „Czyste powietrze”, którzy przygotowano w resortach środowiska i energii, zapotrzebowanie na taki surowiec zacznie się zmniejszać.
- W gospodarstwach domowych i małych instalacjach będziemy mieć do czynienia z odwrotem od tego surowca, a to za sprawą np. gazyfikacji i OZE - mówi prof. Mielczarski.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.