- Gdy wyjeżdżamy na akcję, gdzie są poszkodowani ludzie, w głowach mamy jedną myśl. Chcemy jak najszybciej do nich dotrzeć i im pomóc. To nas napędza – mówi ratownik górniczy Adam Żur.
Jest kierownikiem specjalistycznego pogotowia wodnego w Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu. Uczestniczył w akcji w ruchu Zofiówka kopalni Borynia-Zofiówka-Jastrzębie.
Od 5 do 16 maja oczy całej Polski były skierowane na kopalnię znajdującą się w Jastrzębiu-Zdroju. Potężny wstrząs uwięził pod ziemią siedmiu górników. Dwóch z nich udało się wydostać z poziomu 900 w pierwszym etapie akcji. Potem trwała walka o życie pięciu górników. Niestety pomimo zaangażowania ok. 2,5 tys. osób i najnowocześniejszego sprzętu, nie udało się ich uratować. Natura tym razem okazała się silniejsza i bezlitosna.
- Największym wyzwaniem było oczywiście dotarcie do poszkodowanych i odległość, jaka nas od nich dzieliła. Na swojej drodze spotykaliśmy szereg zagrożeń. Na pierwszy plan wysuwało się zagrożenie zawałowe, bo chodniki praktycznie całkowicie straciły swoją stateczność. Ponadto było zagrożenie klimatyczne, metanowe i potem doszło jeszcze wodne. Była to jedna z najtrudniejszych akcji, w jakich uczestniczyliśmy w ostatnim czasie – opowiada Adam Żur.
Działania w Zofiówce miały bardzo dramatyczny przebieg. Trudności piętrzyły się przed ratownikami na każdym etapie. Jedną z trudności było zalewisko, na które ratownicy natrafili w czasie penetracji chodników. Nikt się go nie spodziewał.
- Przekrój wyrobiska był w całości zalany wodą. Zalewisko miało ok. 40 m długości oraz 3,5 m głębokości. Aby przejść dalej, konieczne było wypompowanie z niego wody. Zastosować mogliśmy tylko pompy na sprężone powietrze. Zostały one ściągnięte z magazynu Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego. Ponadto w zalewisku znajdował się sprzęt i maszyny wykorzystywane do drążenia chodników oraz szlam. To były kolejne utrudnienia, na jakie natrafiliśmy – tłumaczy kierownik specjalistycznego pogotowia wodnego w CSRG.
Adam Żur zwraca jednak uwagę, że największą trudnością były silnie zaciśnięte wyrobiska. Ich przekroje miały raptem kilkadziesiąt centymetrów.
- Trzeba się było przez nie przedostać, co wiązało się z mozolnym odgruzowywaniem każdego kolejnego metra. W takich warunkach problemem staje się niezbędna część naszego wyposażenia, czyli aparat ratowniczy. Trzeba go zdjąć i pchać przed siebie. W takich warunkach trzeba było też np. zabudować lutniociąg. To były ekstremalne wyzwania – dodaje ratownik.
Akcja w ruchu Zofiówka została zakończona 16 maja. Równo dwa tygodnie po wstrząsie. Jej ostatnim etapem było postawienie dwóch tam bezpieczeństwa, które odizolowały rejon wstrząsu od pozostałych wyrobisk.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Hahaha na bazie przy chromatografie, synek pozdrów ojca - ratownik z Wirka OSRG Zabrze