Instalowane od trzech lat w kopalniach węgla i rud miedzi "czarne skrzynki", czyli niezależne rejestratory monitorujące panujące na dole warunki, spełniają swoje zadanie - oceniają przedstawiciele nadzoru górniczego. Urządzenia mają pracować w kopalniach przez kolejny rok - donosi we wtorek (19 września) Polska Agencja Prasowa w ślad za publikacją "Trybuna Górniczej"
Po raz pierwszy "czarne skrzynki", czyli autonomiczne zespoły rejestracyjno-pomiarowe, zainstalowano w najniebezpieczniejszych rejonach polskiego górnictwa podziemnego w połowie 2014 roku. Obecnie nadzór górniczy ma pięć takich urządzeń, działających niezależnie od kopalnianych systemów pomiarowych.
Urządzenie, na które składa się siedem czujników, dostarcza wiedzę o stężeniach takich gazów jak metan, siarkowodór, tlenek węgla, dwutlenek węgla, tlen, a także mierzy temperaturę, wilgotność oraz prędkość przepływu powietrza. Przyrząd jest zasilany z kopalnianej sieci elektroenergetycznej, ale w przypadku braku prądu może przez co najmniej 12 godzin pracować dzięki akumulatorom.
"To urządzenie łączy w sobie kilka czujników, mierników. Ich zadaniem jest nie tylko - chociaż również - sprawdzenie, w razie wypadku, co działo się w kopalni, ale również ma mieć, i ma, skutek prewencyjny. Jeśli w rejonie wydobywczym jest zainstalowany osobny czujnik, który mierzy np. dany parametr atmosfery niezależnie od systemów kopalnianych, to w naturalny sposób trudniej oszukać system kopalniany, a takie przypadki zdarzały się w przeszłości. Dziś mamy coraz mniej sygnałów o tym, że są podejmowane próby fałszowania wyników pomiarów w systemach kopalnianych" - powiedział PAP prezes Wyższego Urzędu Górniczego (WUG) w Katowicach Adam Mirek.
"Czarne skrzynki" montowane są w szczególnie niebezpiecznych rejonach kopalń - o ich lokalizacji decydują szefowie okręgowych urzędów górniczych. Obecnie urządzenia działają w kopalniach: Brzeszcze, Murcki-Staszic, Knurów-Szczygłowice i Zofiówka (część jastrzębskiej kopalni Borynia-Zofiówka-Jastrzębie) oraz w należącej do KGHM Polska Miedź Polkowice-Sieroszowice, gdzie rejestrator umieszczono w tunelu wentylacyjnym odprowadzającym powietrze z niebezpiecznego rejonu do szybu.
Wprowadzenie rejestratorów było odpowiedzią nadzoru górniczego na pojawiające się po katastrofach górniczych doniesienia o fałszowaniu odczytów pomiarowych. Nośnik danych (pamięć) przy każdym odczycie jest wyjmowany z urządzenia, a dane są odczytywane za pomocą odpowiedniego oprogramowania. Wykonawcą tych prototypowych urządzeń było konsorcjum firm ITI EMAG i Sevitel.
Latem tego roku, gdy wygasła umowa na świadczenie usług serwisowych rejestratorów, nadzór górniczy zdecydował, że "czarne skrzynki" powinny nadal pracować w kopalniach. Zawarto nową umowę serwisową, dzięki czemu po przeglądzie urządzenia mogły na kolejny rok powrócić do podziemnych wyrobisk.
"Generalnie, jako pomysł, to się sprawdza. Oczywiście, można myśleć nad udoskonaleniem tego typu systemu i najlepszymi zabezpieczeniami (...), ale sama idea jest bardzo dobra" - podkreślił prezes WUG. Przypomniał, że rejestratory okazały się także bardzo trwałe - jeden z nich przetrwał skutki potężnego tąpnięcia w ruchu Śląsk kopalni Wujek wiosną 2015 r. Urządzenie rejestrowało dane jeszcze przez trzy dni po zawaleniu się chodnika, korzystając z akumulatora.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.