Prawie 4 miesiące temu w Punkcie Widzenia pisałem, że podażą węgla importowanego na polskim rynku mogłyby spróbować sterować polskie spółki. Już wtedy było wiadomo, że Polska Grupa Górnicza nie wyrabia się z Planem Techniczno-Ekonomicznym, a sektor ciepłowniczy i przemysłowy będzie potrzebował coraz to większych ilości węgla w niskosiarkowych klasach. Nie trzeba było długo czekać, bo tamten pomysł zaczyna właśnie nabierać kształtów. Chwilowy zamęt czy początek czegoś większego?
Od początku istnienia katowicka spółka zajmowała się eksportem polskiego węgla energetycznego i koksującego. Górujące nad okolicą wieżowce Stalexportu, w których mieściły się biura Central Handlu Zagranicznego (w takiej formie prawnej funkcjonował Węglokoks w czasach minionego reżimu) pamiętają jeszcze złote lata krajowego górnictwa i Węglokoksu, który był jednym z największych eksporterów węgla na świecie. Dwie wieże pamiętają też, że jeszcze niecałe 20 lat temu firma sprzedawała na świecie prawie 25 mln ton, ale powoli zaczynała tracić rynek europejski. Wciąż jednak jej core businessem było wywożenie węgla z kraju.
Przełomem mógł być rok 2008, kiedy polscy producenci przeżywali poważne problemy z wydobyciem, a sam eksporter tracił kolejnych odbiorców za granicą. Po tym, jak Węglokoks stracił monopol na wywóz, a w Polsce pojawiło się widmo deficytu potrzebnego surowca, spółka postanowiła spróbować swoich sił w imporcie węgla zza wschodniej granicy. Jak wspominają byli pracownicy Węglokoksu, kadra zarządzająca wzięła sobie wtedy do serca całą koncepcję, zreorganizowano struktury handlowe i powołano osobny dział, który miał nad tym pracować – tak duży, że zajmował całe piętro. Wszystko doszlifowano… i nagle wahadło decyzyjne odbiło w drugą stronę, a z dużych planów nic nie wyszło.
Po niepowodzeniu tamtego projektu wydawało się, że pomysł szybko nie wróci. Najpierw rynek przeżywał okres szalonej prosperity, podczas której każdy był zachłyśnięty cenowym boomem i raczej mało kto myślał wtedy o tak poważnych zmianach organizacyjnych. Później, kiedy na Pacyfiku skończyło się węglowe eldorado, branża została z niskimi cenami i zwałami niesprzedanego paliwa, więc tym bardziej nikomu w państwowych spółkach nie przyszłoby do głowy, żeby brać się za import. Nic nie zapowiadało tego również po wygranej Prawa i Sprawiedliwości, której politycy od samego początku deklarowali przywiązanie do węgla i górnictwa, ale tylko tego krajowego. Od samego początku istnienia Ministerstwo Energii zapowiadało, że import będzie ograniczany.
A jednak nie minęła dekada od pierwszej próby i Węglokoks ponownie przymierza importowe buty, tym razem jednak będzie miał okazję do rozbiegu. Po raz pierwszy oficjalna deklaracja na ten temat padła z ust prezesa Obidzińskiego w maju, który wskazał na lukę w podaży węgla o niskim zasiarczeniu, niezbędnego w segmencie miejskich ciepłowni. Prezes swoją publiczną wypowiedzią na Europejskim Kongresie Gospodarczym, gdzie skierowane były wszystkie kamery, zdawał się badać reakcje oznajmiając, że spółka „nie wyklucza” i „rozważa” import. W końcu zaczyna się w tym temacie dziać na poważnie.
Jako były partner handlowy Kompanii Węglowej i Katowickiego Holdingu Węglowego, a obecnie współwłaściciel kopalń obu tych spółek operujących pod szyldem PGG, Węglokoks doskonale wie, z jak dużym deficytem węgla przyjdzie się jesienią zmierzyć odbiorcom. Największe braki podażowe dotyczą właśnie węgla w klasach ciepłowniczych, czyli towaru potrzebnego na rynku, na którym po raz kolejny PGG próbuje zwiększyć obecność. Do tej pory, z nielicznymi wyjątkami, jakikolwiek import węgla przez podmioty państwowe był jeśli nie wprost zakazany, to przynajmniej stanowił temat tabu. Teraz jednak Węglokoks sam wie, że mimo ambitnych planów przed rokiem w tym roku większych pieniędzy na eksporcie nie zrobi, a zaopatrzenie krajowych odbiorców jest nie tylko priorytetem spółek na Śląsku, ale i resortu energii, który podobno udzielił mu cichej zgody na import.
Podczas gdy wszyscy skupiają się teraz na zamęcie spowodowanym z jednej strony deficytem węgla w kraju, który chwali się, że jest jego największym producentem, a z drugiej zmianą profilu Węglokoksu ,w dyskusji zdaje się umykać wątek, który w zasadzie stanowił sedno mojego tekstu z marca. Pisałem wtedy o państwowych sposobach na walkę z importem, która wiosną była jedną z krucjat resortu energii. Wobec braku możliwości zablokowania napływu węgla importowanego (tak technicznych, jak i zdroworozsądkowych – vide niedoinwestowane elektrociepłownie) zasugerowałem wtedy, że częścią importu mógłby się zająć Węglokoks, właśnie po to, żeby uzyskać możliwość lepszego regulowania tego rynku.
To, że również taki cel przyświeca zarządzającym spółką, potwierdził właśnie rzecznik Węglokoksu Paweł Cyz, informując Dziennik Gazetę Prawną, że jako spółka Skarbu Państwa Węglokoks przejmując część importu węgla pozwoli na większą kontrolę tego, co i w jakich ilościach wjeżdża do Polski.
Dyrektor Działu Analiz Rynku Węgla Energomix i założyciel serwisu polishcoaldaily.com.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.