Rekordowe, najwyższe od katastrofy w 2011 r., poziomy promieniowania wykryto na przełomie stycznia i lutego wokół zniszczonej przez tsunami japońskiej elektrowni atomowej w Fukushimie.
Właściciel siłowni - spółka Tokyo Electric Power Co. Holdings (Tepco) potwierdziła, że w wyłączonym i zabezpieczonym po awarii specjalną osłoną reaktorze pomiar wykazuje aż 530 siwertów na godzinę.
Japoński Narodowy Instytut Nauk Radiologicznych określił poziom radiacji jako „niewyobrażalnie wysoki”, dodając, że już promieniowanie rzędu 4 siwertów potrafiłoby uśmiercić grupę ludzi.
W metalowej kratownicy, która zabezpiecza od spodu wnętrze reaktora, wypatrzono dwumetrowej średnicy otwór. Wypalony został przez stopione przed sześciu laty paliwo, które wyciekło z komory reaktora.
Co gorsza specjaliści badający awarię wykryli także w podglądzie z kamer w Fukushimie pod reaktorem nr 1 (jednym z trzech uszkodzonych) plamy czarnej cieczy. Przypuszcza się, że są to stopione pręty uranowe, których używano do zasilania siłowni. Niestety oznaczałoby to, że doszło do dalszego wycieku, który wydostaje się na zewnątrz.
Jeszcze w lutym do oceny dokładnej skali zniszczeń wysłane zostaną specjalnie zaprojektowane roboty, które jednak wytrzymają wewnątrz reaktora tylko przez kilka godzin, po czym ich układy elektroniczne zostaną zniszczone przez wysokie promieniowanie.
W związku z olbrzymią i niebezpieczną radiacją specjaliści wątpią w możliwość zbliżenia się ludzi do uszkodzonych miejsc w celu naprawy zniszczeń.
Katastrofa, do której doszło w Japonii w elektrowni jądrowej była największą awarią tego typu od wcześniejszej w Czernobylu na Ukrainie w 1986 r.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.