Za sprawą wyrazistej osobowość i charakterystycznego malarstwa Paweł Wróbel jest stawiany w jednym rzędzie z Teofilem Ociepką i Erwinem Sówką. Już w piątek (3 lutego) jego twórczość będzie można oglądać w Muzeum Śląskim w Katowicach. To szansa, aby poznać jednego z najbarwniejszych twórców śląskiej plastyki nieprofesjonalnej, który niemal połowę życia przepracował w kopalni.
Stożkowate hałdy, wysokie kominy, wieże wyciągowe kopalnianych szybów i czerwone budynki familoków – to charakterystyczne dla prac Pawła Wróbla elementy śląskiego krajobrazu. Utrwalał swoiste Kroniki przedmieść: zapadające w pamięć scenki rodzajowe rozgrywające się w Szopienicach czy Nikiszowcu.
Urodził się w Szopienicach, a wychowały go hałdy, na których spędzał w dzieciństwie większość czasu. Skończył zaledwie trzy klasy szkoły podstawowej i mimo zdolności plastycznych, które wykazywał od najmłodszych lat, nikt nie pomógł mu rozwijać się w tym kierunku. Ponieważ musiał zarabiać na swoje utrzymanie już w wieku dziewięciu lat, umiejętności plastyczne szybko stały się szansą na dodatkowy zarobek. Rysowane tuszem na papierze scenki z popularnych wtedy westernów podobały się na tyle, że za zarobione drobne sumy mógł pozwalać sobie na drobne przyjemności: bilet do kina lub słodycze. Nie wiadomo jednak, jak potoczyłyby się losy Pawła Wróbla, gdyby żył w innym czasie lub miejscu.
Niemal połowę życia przepracował w kopalni – najpierw jako ładowacz, a później rębacz. Praca w kopalni paradoksalnie miała decydujący wpływ na rozwój talentu plastycznego Wróbla. Dzięki wystawie twórczości plastycznej górników w 1946 r. w Katowicach artysta zapisał się na zajęcia plastyczne w świetlicy przyzakładowej. W krótkim czasie z nieznanego nikomu górnika stał się cenionym artystą, zdobywcą wielu nagród i wyróżnień, a jego obrazy kupowały muzea oraz prywatny kolekcjonerzy.
W swoich dziełach dużą wagę przywiązywał do aranżacji planów przestrzennych. Obraz zaczynał komponować od nieba, a następnie wypełniał płaszczyznę pasmami hałd, kominów i wież wyciągowych. Poniżej umieszczał kolorowe dachy, a następnie elewacje budynków z wyraźnie namalowanymi oknami, w których powiewały firanki i stały doniczki z kwiatami. Zdarzało się, że tworzony w ten sposób pejzaż był anonimowym tłem, ale równie często malarz umieszczał w nim elementy charakterystyczne dla Szopienic czy Nikiszowca, takie jak wiadukt kolejowy nad dzisiejszą ulicą Lwowską czy fasada kościoła św. Anny.
Nieodłączną cechą malarstwa Pawła Wróbla jest osadzenie go w realiach tamtego czasu. Interesował się przede wszystkim życiem codziennym osiedli robotniczych, kolorytem familoków, festynów, ogródków działkowych. Był prawdziwym kronikarzem przedmieść, a jego świat obracał się ciągle w tym samym kręgu. Były to podwórka, na których spotykali się sąsiedzi, chlewiki, w których hodowano zwierzęta, sąsiedzkie biesiady czy dziecięce zabawy.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.